Stanisław Ignacy
Witkiewicz.
Osobowość (o)pisana w
listach.
Na podstawie Listów
do żony z 1927 roku
Olga Szmidt
Błagam
Cię, zgódź się na mnie takiego, jakim jestem,
i nie bierz na smycz.
Drugiego nie znajdziesz takiego - to nie ma co. Strasznie mi źle. (22
VI 1927)
Okropnie
się wprost czuję - nikt nie wyobraża sobie,
jak tragicznie przedstawia się moje wnętrze. (19
VII 1927)
Walczę
z nudą metafizycznego rzędu, bo mi wszystko zbrzydło. (3
VIII 1927)
Tracę
poczucie tego, kim jestem. (7 VIII 1927)
Wokół Stanisława
Ignacego Witkiewicza (Witkacego), zarówno za życia, jak i (a może szczególnie)
po śmierci, narosła niebywała ilość legend. Niekończące się wysiłki badaczy,
aby zapobiec rozpowszechnianiu się tzw. „czarnej legendy Witkacego” były tyle
istotne, co nieskuteczne. Powstała nawet osobna książka, która z tego problemu
uczyniła swój temat[1]. Ostateczną odpowiedź, na pytanie
o Witkacego-człowieka, miała dać publikacja prywatnych listów, które pisał
przez całe życie do żony[2]. Listy do żony są
najpełniejszym zapisem (czy też pisaniem – ten problem chciałabym rozważyć w
swojej pracy) osobowości Witkacego. Anna Micińska o Listach… pisze:
Jest bowiem
zdumiewające jak bardzo Witkacy w tej korespondencji jest szczery, jak bardzo i
do końca wobec żony otwarty. (…) objawia się oto czytelnikowi tych listów
Witkacy nie tyle w pantoflach, co obnażony, nie w sensie ekshibicjonistycznym
zresztą, lecz po prostu najbardziej intymnym[3].
Posiadamy zatem
bezcenne materiały, które pozwalają przyjrzeć się bliżej jednej z najbardziej
fascynujących osobowości początku XX wieku. Mimo iż wydawałoby się, że właśnie
prywatne listy mogą ukazać ostateczną prawdę o Witkacym, grzebiąc tym samym
dalsze rozważania, efekt jest dokładnie przeciwny. Okazało się, że nie dość, że
ostatecznej wersji nie sposób ustalić, to jeszcze znaczna część listów zaginęła
albo celowo została zniszczona[4]. Wskutek lektury
listów pojawiają się kolejne pytania i problemy, które uwzględniają Witkacego w
badaniach już nie tylko literaturoznawczych czy teatrologicznych, ale
psychologicznych, antropologicznych czy społeczno-kulturowych. Bezzasadne
wydaje się już bowiem pytanie, czy Witkacy był „wariatem z Krupówek”, czy
poważnym filozofem, teoretykiem i artystą, ale jak obie te role funkcjonowały i
dlaczego było ich tak wiele? Zamiast rozważania autentyczności wyznań w
listach, warto postawić pytanie, jak Witkacy się w nich kreował? A wreszcie można zastanowić się, jakie miejsce w tym
niezwykłym życiu zajmowali bliscy?
Te i inne problemy
będę próbowała rozważyć w swojej pracy, opierając się wyłącznie na Listach…z
1927 roku. Selekcja była koniecznością – analiza wszystkich listów (1278!) nie
byłaby możliwa. Rok 1927 wybrałam z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze –
był to czas wzmożonej pracy twórczej Witkacego: publikacja Pożegnania
jesieni, pisanie Nienasycenia, początek działalności krytycznej na
większą niż dotychczas skalę, działalność w ramach Firmy Portretowej „S.I.
Witkiewicz”, retrospektywna wystawa w Warszawie i teatralna realizacja jego
dramatu[5]. Po drugie, może nawet ważniejsze, jest to
rok wielkiego kryzysu osobistego
twórcy, który nie pozostał bez wpływu na epistolografię tego okresu. Już ta
wstępna selekcja sprawia, że większym zainteresowaniem darzyć będę problemy
autokreacji, autoterapii czy „Ja” twórcy, mniejszym zaś innowacyjność językową
czy gry z konwencją listu[6].
Kreacja (z łac. creare)
to tworzenie, ustanawianie, stwarzanie, wybieranie[7],
czyli bez wątpienia aktywności przypisane jednostce twórczej, co więcej takiej,
która odczuwa potrzebę określenia własnych cech, miejsca w społeczeństwie, roli
społecznej czy artystycznej. Witkacy był bardzo skupiony na sobie, na potrzebie
wyrazistego zaznaczenia swojej osobowości, ale również określenia jej w jak
najbardziej precyzyjny sposób. W listach do żony widoczne jest nieustanne
poszukiwanie odpowiedniej formy czy jakości, w której mógłby zrealizować się
możliwie jak najpełniej. Andrzej Zawadzki w tekście na temat podmiotu
literackiego tak pisze o podmiotowości nowoczesnej:
Pozbawiona oparcia w
uniwersalnych, ponadindywidualnych modelach „ja”, na których mogłaby się
bezpiecznie wzorować, zmuszona jest do podjęcia ciężaru swej jednostkowości i
niepowtarzalności, do ponawiania nieustannie wysiłku autokreacji. (podkr. – O.S.)[8]
To rozpoznanie wydaje
się idealnie opisywać sytuację, którą Witkacy opisuje w listach. Jednostka
wybitnie indywidualna (a może wręcz solipsystyczna), jaką bez wątpienia był
Witkacy, nie może i nie chce przyjmować gotowych wzorców wypracowanych w
tradycji. Z jednej strony są one niewystarczające do wyrażenia skomplikowanej
osobowości, która nie daje się zamknąć w uniwersalizujących modelach, z drugiej
zaś „produkty kulturowe” skutecznie hamują kreatywność człowieka. Niekonieczna
jest wtedy jego aktywność samozwrotna, nie powstają warunki sprzyjające
stwarzaniu siebie, a co za tym idzie wykorzystywaniu indywidualnej energii
twórczej i ciągłemu poszukiwaniu nowych środków wyrazu, które byłyby
odpowiednie dla osobowości twórcy. Witkacy nieustannie zmienia się pod wpływem
wielu, bardzo różnorodnych czynników. Często pozornie mało istotne sprawy stają
się impulsem do podjęcia decyzji o wprowadzeniu wielkich zmian w życiu. Pisze
na przykład:
Jestem potwornie
nieszczęśliwy. (…) Trzeba zrobić eksperyment tego życia na nowych podstawach, bo teoretycznie do niczego nie
dojdziemy. (…) Ja muszę strasznie pracować
nad sobą, aby się podnieść z „otchłani”, w którą się stoczyłem – jestem
zupełnie zniechęcony do życia. (podkr. – O.S.)[9]
Witkacy nieustannie
zmaga się z ciężarem swojej skomplikowanej osobowości, nigdy nie daje za
wygraną, nie poddaje się w obliczu doznawanych porażek. Jego życie to
nieprzerwane doskonalenie się na wszystkich polach, tak jak to sam ujął –
nieustanna „praca nad sobą”. Jest to bardzo widoczne w relacjach z bliskimi
(szczególnie z żoną), które stara się doprowadzić do jak najlepszego stanu. Nie
pozwala jednak w żadnym stopniu ingerować w swoje decyzje, pisze tak:
I to, że Cię kocham,
jest zawsze prawdą, tylko nienawidzę
Cię wtedy, jeśli stajesz się dla mnie symbolem wyrzeczenia się. Ja się sam mogę
wyrzekać dla własnej doskonałości, ale nie mogę tego robić dla kogoś, bo go
wtedy nienawidzę[10].
Witkacy bardzo
dobitnie daje do zrozumienia, że zmiany w swoim życiu wprowadza wyłącznie z
własnej woli, w wyniku własnych przemyśleń i decyzji. I tak, jak nie mieścił
się w żadnym modelu, który proponowała mu kultura, tak nie potrafił zgodzić się
na narzuconą mu, choćby przez najbliższą osobę, formę kształtowania siebie. I
jak widać nie o konkretne zmiany czy propozycje chodziło, lecz o sam fakt
narzucenia ich z zewnątrz.
Wielokrotnie
wskazywana przez badaczy swoista asceza Witkacego miała
prowadzić do zagłębienia mitycznej Tajemnicy i uzyskania większej
samoświadomości[11]. Ciekawe jest jednak, czy Witkacy deklaracje w listach
(cykliczne rozpoczynanie Nowego Życia Na Wielką Skalę) traktował jako opis
działań, które podjął lub podejmuje, czy też traktuje je jako performatywy, a
więc przyjmuje, że jeżeli deklaruje rozpoczęcie nowego życia, ono rzeczywiście
takim się stanie? Co więcej, Ryszard Nycz, referując stanowisko Johna Austina
dotyczące aktów performatywnych, w Tekstowym świecie pisze:
Jak wiadomo, Austin
rozpoczyna swe dociekania od rozróżnienia dwóch klas wypowiedzi: konstatywów,
czyli zwykłych wypowiedzi, które mogą być prawdziwe bądź fałszywe, oraz
performatywów (…), które nie podpadają pod to kryterium, a wypowiadanie jest tu
zarazem wykonywaniem tego, o czym mowa. Kryterium prawdy/fałszu wskazuje na
relację, która zawsze obowiązuje; kryterium stosowności/niestosowności, któremu
podlegają performatywy, ma natomiast charakter społecznej konwencji,
zinstytucjonalizowanego uznania – zmienić się może zatem wraz ze zmianą
warunków wypowiedzi[12].
Jeżeli zatem uznać
wypowiedzi Witkacego dotyczące radykalnych zmian, które wprowadza w życie, za
wypowiedzi performatywne, odsuniemy zagrożenie, które powstaje, gdy spróbujemy
określić ich prawdziwość. Nie sposób bowiem stwierdzić, czy Witkacy cynicznie
manipulował żoną, czy też istotnie życie zmieniał, choćby we własnym
przekonaniu. Z jednej strony zakłada się, że istnieje wiele czynników
warunkujących skuteczność, ale także możliwość, aktu performatywnego (jak
choćby rytuał chrztu, mianowania), z drugiej zaś zdania etyczne czy też
egzystencjalne także uznaje się za performatywy[13].
Przekonania Witkacego nie dość, że są bezsprzecznie egzystencjalne, to wydaje
się także, że znaczenie społecznej konwencji, którą podkreśla Austin, jest w
tym przypadku wyjątkowo duże. Odnosząc się do „projektu” Witkacego nieco
bardziej krytycznie, należało by zapytać: czy Witkacy obwieszczając (bo w takim
to przecież było utrzymane tonie) początek Nowego Życia miał przekonanie, że
nie jest to deklaracja wiążąca? Na pewno w pewnym sensie tak było. Warto
zauważyć, że, poza rzucaniem palenia i picia, nie podejmuje właściwie żadnych
kroków, które miałyby wprowadzić jakiekolwiek większe zmiany. Także brak
akceptacji – szczególnie dla preferowanego przez niego stylu życia – ze strony
żony, z którą żyje w separacji już dwa lata[14], mógł
skłaniać go do podejmowania takich niewiążących zobowiązań. Żona nie brała zbyt
poważnie deklaracji „swojego Stasia”, do których podchodziła (jak można się
zorientować po reakcjach męża) z daleko posuniętą ostrożnością. Witkacy mając
świadomość, że nie będzie musiał nigdy odpowiadać za niespełnienie obietnic,
mógł swobodnie „życzyć sobie” Nowego Życia. Warto tu przywołać słynny tekst
Paula de Mana:
Zakładamy, że życie
rodzi autobiografię, tak jak jakiś czyn rodzi skutki; czyż nie możemy przyjąć,
jako równie uzasadnionego, założenia, że przedsięwzięcie autobiograficzne może
samo tworzyć życie, decydować o nim, i że wszystko, co autor czyni, podyktowane
jest technicznymi wymogami portretowania samego siebie, a zatem że określają to
– we wszystkich aspektach – możliwości obranego przezeń środka wypowiedzi[15]?
Czy można by zatem
przyjąć, że Witkacy podejmował próby zmienienia swojego życia, aby móc o tym
opowiedzieć? Wydaje się to prawdopodobne z kilku co najmniej powodów.
Listopisanie Witkacego nie mogło obyć się bez pewnej stałej dynamiki, zarówno
opisywanych zdarzeń, jak i emocji. Jego portret, jakkolwiek pełny sprzeczności,
wydaje się być dokładnie przemyślany i, co można zauważyć również w innych
świadectwach biograficznych, konsekwentny. Warto się zastanowić także, czy ta
niebywała stałość eskalacji uczuć (Witkacy wydawał się odczuwać, a może
opisywać, wyłącznie skrajne emocje) nie była podyktowana koniecznością
spełnienia zamysłu autobiograficznego, a co za tym idzie, czy jego
emocjonalność nie funkcjonowała w ścisłej zależności z opowiadaniem siebie w listach. Deklaracje Witkacego mają też
cechy autoterapeutyczne z wielu powodów. Po pierwsze – Witkacy niewątpliwie
czuł się lepiej wiedząc (wiedząc, że ktoś wie?), że zaczyna nowy rozdział w
życiu[16], po drugie – zyskiwał nadzieję na lepsze stosunki
z żoną, a po trzecie wreszcie – miał poczucie zerwania z dotychczasowym życiem,
co pozwalało mu na tworzenie nowego planu działania, bynajmniej nie tylko na
polu artystycznym.
Ryszard Nycz w swoich
rozpoznaniach na temat literackich wypowiedzi autobiograficznych wskazuje:
Tekstualizacja nadaje
bowiem sens rozproszonej całości życiowych działań, narzucając selekcję i
uporządkowanie, które maskuje i zniekształca źródłową „bosość” jednostki. (…)
Nawet najprostsze konwencje autobiograficznego pisarstwa zawierają rodzaj
swoistych scenariuszy, pozwalających wydarzenia codziennego życia zespolić w
sieć powiązań skupionych wokół ja, działającego mniej czy bardziej celowo[17].
Czy zatem
epistolografię Witkacego, której przecież nie porzucił do ostatnich dni życia,
można uznać za próby scalenia osobowości,
uzyskania jednolitego sensu, który musiał być opisany, aby zaistnieć? A może
musiał mieć poczucie ciągłego rozwoju, świadomość głębokiego sensu życia,
którego zwieńczeniem będzie odkrycie Tajemnicy Istnienia? Życie jako summa
rozproszonych zdarzeń i sensów nie było przez Witkacego w żadnym razie
pożądane. Kiedy wielokrotnie pisze, że jest rozbity[18],
bez wątpienia nie czyni z tego inspiracji, przeciwnie – ciągle walczy o
jedność, która ma mu dać pełnię satysfakcji[19].
Andrzej Zawadzki w swoich dalszych rozważaniach o podmiocie pisze:
Poznanie siebie nie
dokonuje się w procesie biernej kontemplacji, obserwacji tego, co w podmiocie
dane. Jest natomiast interpretacją, wykładaniem. (…) Poznanie to dokonuje się w
procesie nieustannej autokreacji –
konstruując swój świat, rzeczywistość, podmiot k o n s t r u u j e tym samym
siebie. (podkr. – O.S.)[20]
Trudno znaleźć lepszy
przykład ciągle aktywnego podmiotu, który nieprzerwanie zmienia, reorganizuje i
analizuje swoją osobowość i rzeczywistość – Witkacy prowadzi zabójczo wręcz
aktywne życie, nie tylko na polu towarzyskim czy artystycznym. Wkłada wiele
energii w eksperymentalne badania nad skutkami działania narkotyków, bada
ludzką kondycję opierając się na najnowszych osiągnięciach psychoanalizy, czego
owocem jest książka Narkotyki. Niemyte dusze. Filozofia pasjonuje
go całe życie, ją też uważa za najważniejszą – i jedyną poważną – spośród
dziedzin, którymi się zajmuje. Pisze Pojęcia i twierdzenia implikowane
przez pojęcie Istnienia, opracowuje własne teorie, które prezentuje w
mniejszych pracach. Również jego utwory literackie, z czego często czyniono
zarzut, przepełnione są refleksjami filozoficznymi. To uzmysławia, jak istotna
dla Witkacego była szeroko zakrojona refleksja nad człowiekiem, jego kondycją i
przyszłością. Wszystko to wydaje się implikować refleksję nad samym sobą albo
odwrotnie[21] – namysł nad sobą jest przyczynkiem do
rozważań nad kondycją ludzkości. Witkacy ciągle interpretuje swoje działania,
wypowiedzi poddaje analizom, krytyczne zdania na swój temat traktuje z
przesadną wręcz podejrzliwością. Sytuację europejskiej cywilizacji rozważa
niemal jak osobiste problemy, co świadczyć może bez wątpienia o mimowolnym
zaangażowaniu społecznym. Wróżąc upadek kultury i mechanizację społeczeństwa,
Witkacy między wierszami opowiadał też o swoich osobistych lękach. Nie
wyobrażał sobie miejsca dla siebie w takim społeczeństwie, starał się zatem, na
wszelkie dostępne mu sposoby, zapobiec temu, co z wieszczą powagą przewidywał i
głosił.
Witkacy był ciągle
niepewny swoich uczuć, domagał się ciągle jasnych deklaracji miłości od żony.
Nieustannie miał poczucie rozdarcia,
które jednak można uznać za znamię epoki, w której żył, za jeden z objawów,
mówiąc po Heglowsku, ducha czasu. Gdyby jego osobowość dawała się opanować i
ująć w ramy proponowane przez kulturę, nie odczuwałby takiego bólu, który
wywoływały wszelkie ambiwalencje:
Przeciąganie struny
musi mnie doprowadzić do bzika, bo ja w sprzeczności
uczuć żyć stale nie mogę. (podkr. – O.S.)[22]
Widać zatem wyraźnie,
że ani rozbicie, ani niepewność na jakimkolwiek polu nie były przez Witkacego
stanami pożądanymi. Życie bez solidnych podstaw traciło dla niego sens. Gdy
czuł się niepewny i tracił punkt odniesienia, wpadał w rozpacz. Jego
katastrofizm można także w ten sposób odczytywać: jako lęk przed światem bez
fundamentów[23]. Kierkegaardowska „rozpacz z powodu
bycia sobą i w stosunku do siebie”[24] jest
rozpoznaniem, które jest bardzo uzasadnione w odniesieniu do stanu Witkacego,
który nie godzi się na własną, frustrującą, niedoskonałość, i robi wszystko,
żeby „przekroczyć siebie”. Jeżeli dopowiedzieć, że stosunek do społeczeństwa,
nawet mu najbliższego, był w jego przypadku, co najmniej ambiwalentny, bo z
jednej strony był człowiekiem bardzo zaangażowanym w życie towarzyskie, z
drugiej zaś wielokrotnie pisał:
Ludzie są okropne
bydlęta. Izoluję się coraz bardziej. Czeka mnie nędza, choroba i śmierć. Nic
więcej[26].
to okaże się, że
uzyskujemy niebywale skomplikowany obraz osobowości człowieka, który,
upraszczając znacznie, był jednocześnie rozbity w bardzo nowoczesnym znaczeniu
kryzysu podmiotu[27] i zarazem dążył do uzyskania
pozycji artysty, która przypisana jest tradycji romantycznej.
Pojawia się też
pytanie, bodaj najważniejsze w kontekście tej niezwykłej epistolografii, czy
Witkacy opisywał swoją osobowość, a
więc swoje zwyczaje, refleksje, teorie i plany, czy też pisał ją, a więc nadawał jej kształt dopiero w akcie pisania? Jak
wskazywał Ryszard Nycz, tekstualizacja musi zawierać selekcję i uporządkowanie,
co prowadzi w sposób oczywisty do usunięcia jednych elementów, a tym samym
marginalizowania ich znaczenia już na etapie wyborów, i wprowadzenia innych,
które podczas opisywania (w choćby najbardziej realistyczny sposób) są już ich
interpretacją. Kiedy Witkacy odtwarza wybrane fragmenty codzienności,
przedstawia swoje refleksje na wszelkie tematy w bardzo emocjonalny sposób i
zwierza się z najbardziej intymnych spraw, tworzy, a więc (nomen omen)
kreuje swój obraz tak, aby mu odpowiadał w możliwie największym stopniu i
oddawał pożądany sens. Nawet w sytuacjach, gdy opisuje „orgie i papojki”,
których żona nie toleruje, w pewnym sensie zabezpiecza sens, natychmiast
interpretując zdarzenia, wprowadzając oceny innych osób, itd., tak, aby nie
pozostawić jej miejsca na własne wnioski. Anna Micińska listy Witkacego nazwała
„autobiograficzną powieścią psychologiczną”[28], czy
zatem w tym kontekście można mówić o ich celowym ukształtowaniu tak, aby całość
była interpretowalna w ramach, które wytyczył ich autor? Wydaje się, że i to
nie jest wykluczone. Zgodnie z tym, co pisze również Ryszard Nycz, Witkacy
realizuje konkretne, jakkolwiek w jego przypadku zmodyfikowane i przystosowane
do osobowości, scenariusze przewidziane w kulturze i społeczeństwie. Wydaje
się, że najtrafniej w odniesieniu do Witkacego rozpoznaje ten problem Maria
Anna Potocka:
Witkacy wyczuwał w
sobie przeróżne napięcia, od najbardziej biologicznych do najbardziej
spirytualnych. I tym wszystkim napięciom próbował stworzyć adekwatne pola
uwolnienia, realizacji i rozwoju. (…) wyzwolił zwierzę biologiczne, człowieka
pojedynczego, człowieka niespołecznego (…) człowieka literackiego i w końcu
człowieka zderzonego z bezsensem[29].
Co istotne, żadna z
tych ról nie mogła stać w sprzeczności z pozostałymi, miały się uzupełniać i
wzajemnie komentować, może nawet interpretować. Kiedy Witkacy stwierdza, że
Czysta Forma w malarstwie się wyczerpała – porzuca ją, przerywa też na kilka
lat pisanie dramatów (powodów możemy się domyślać). Zaraz po zakończeniu Pożegnania
jesieni, pisze bardzo podobne konstrukcyjnie Nienasycenie. Wszystko
to jest potwierdzeniem przekonania, że Witkacy z jednej strony dąży za wszelką
cenę do doskonałości[30], z drugiej zaś nie pozwala się
zamknąć w sztywnym modelu, choćby nawet artysty. Nie stoi to rzecz jasna w
opozycji do doskonalenia się – przeciwnie: wydaje się, że może się wręcz
wzajemnie warunkować.
Wielomedialność, ale
też wyzwolenie od rygorów wyznaczanych przez twórczość oficjalną (świadomie
pomijam tu, eufemistycznie rzecz ujmując, niesubordynację Witkacego w tym
zakresie), jakie dawało mu pisanie prywatnych listów czy fotografowanie (także
wyłącznie dla celów prywatnych), wydaje się być symptomem, co najmniej dwóch
istotnych procesów. Po pierwsze jest to poczucie niewystarczalności żadnego z
dostępnych mediów, żadnej roli społecznej, ale też żadnej kreacji. Żadnej nie
uznawał za doskonałą czy choćby satysfakcjonującą, a to skłaniało go z kolei do
ciągłego podejmowania, jak pisał Andrzej Zawadzki, wysiłku autokreacji. A po
drugie, i tu znów odwołam się do tekstu Marii Potockiej:
W spuściźnie Witkacego
nie można wskazać ani jednego arcydzieła, a mimo to nad całością unosi się aura
genialności. Jej nośnik musi istnieć gdzieś poza, a raczej pomiędzy dziełami. Istnieje
w przemyconej poprzez nie osobowości. (…) Twórca osobowości nie dba o jakość
dzieł, ponieważ nie są one celem. Dziełem docelowym jest opanowanie życia,
przemodelowanie i usprawnienie jego uwarunkowań pod kątem własnej, niepokornej
osobowości.[31]
Witkacy odczuwał
prawdopodobnie potrzebę uobecnienia się w każdym dziele, w każdym „okruchu
rzeczywistości” dawał świadectwo swojej obecności. Jego osobowość mogła się
uwidocznić pod warunkiem właśnie ciągłej kreacji, która w przypadku artysty
najdoskonalej realizuje się w sztuce, listach czy nawet spotkaniach
towarzyskich.
Ważne jest także to,
że Witkacy podejmuje ciągłe próby samookreślenia,
które chce osiągnąć poprzez nieustające autorefleksje, które odsuwa tylko
wtedy, gdy stają się nieznośne, nie przynoszą pożądanych efektów i stają się
niemożliwe do twórczego spożytkowania, towarzyszące rozpoznaniom swoich stanów
emocjonalnych i nastrojów. W jednym z listów pisze:
Ale jeśli długi czas
pozostawisz mnie w rozpaczy samego, to nie wiem, do jakich transformacji stanę się zdolny i co zrobię.
(…) Tracę poczucie tego, kim jestem.
Dążę do zapełnienia czasu, bo gdy się zastanawiam nad wszystkim, to rzuca się
na mnie kręciek. Chciałbym przy następnym widzeniu się przedstawić Ci się jako
całkiem kto inny. (podkr. – O.S.)[32]
Te wielkie potrzeby
określenia siebie wobec innych i stworzenia jasnego przekazu były dla Witkacego
zarówno inspirujące, jak i frustrujące. Kiedy nie mógł spełnić wymagań, które
sam przed sobą postawił – był na skraju rozpaczy, kiedy ze swoją rozpaczą
zostawał sam – popadał niemal w szaleństwo. Ta niebywała potrzeba jedności
osobowości (może także to miał na myśli pisząc o „jedności w wielości”?), ale
też zdolność do niemal każdej zmiany wewnętrznej czy też zewnętrznej[33], świadczą o tym, jak ważny był dla niego własny
wizerunek, zarówno ten widoczny dla innych, jak i tworzony dla samego siebie.
Zdolność do transformacji dowodzi także pewnego zatarcia granic tożsamości,
gdzie podmiot jest jednocześnie transgresyjny i transwersalny[34],
co daje mu szerokie pole autorefleksji i nieograniczone możliwości autokreacji.
Niesie za sobą jednak problem rozbicia, niepewności i ciągły wymóg twórczej
pracy „Ja”.
Witkacy obserwował
siebie, malował autoportrety, robił sobie zdjęcia, portretował siebie w
utworach literackich[35], a co mnie w tym momencie
najbardziej interesuje – ze swojej osobowości uczynił główny temat listów do
żony. Nie sposób powiedzieć, czy Witkacy był autentyczny, czy kreacja jest dla
niego satysfakcjonująca, gdy ujawnia pewne cechy jego osobowości, czy gdy je
tworzy. Czy jakaś kreacja była dla niego w jakimś stopniu satysfakcjonująca i
to ją poddawał ciągłym transformacją (tu należałoby wskazać prawdopodobnie na
narodzenie Witkacego jako projektu Stanisława Ignacego Witkiewicza), czy też istniał
w pewnym sensie pomiędzy tymi kreacjami, tak jak pomiędzy minami uwiecznionymi
na fotografiach? Wydaje się, że druga propozycja, jakkolwiek trudniejsza do
obronienia, daje nieco bardziej adekwatny opis dynamicznej osobowości
Witkacego.
Niemożność samookreślenia
czy porażające spostrzeżenie, że „traci się poczucie tego, kim się jest” były
dla niego druzgocącymi przeżyciami. Nijakość i trwanie w martwym punkcie były
dla niego całkowicie nie do przyjęcia, zawsze wtedy rozważał możliwość
popełnienia samobójstwa, która jak pisze Anna Maria Potocka, było dla niego
„wentylem bezpieczeństwa”[36], zapewniającym ciągle
wysoką jakość projektu „Witkacy”. I tak w liście pisze:
Nie mam co pisać, bo
całą siłę zużywam na opanowanie siebie.
Wczoraj miałem napad met[afizycznej] nudy tak strasznej, że mógłbym się zabić –
ale nie chciałem. (podkr. – O.S.)[37]
Gdy stwierdzał, że
znajduje się właśnie w takim punkcie, robił wszystko, bardzo często z przesadą
i zachowaniem na granicy obłędu, żeby odzyskać „bosość”, istotę siebie, a więc
tę pożądaną i akceptowalną kreację. Maria Potocka tak charakteryzuje sytuację
Witkacego:
(…) nieustanne dążenie
do doskonałości (według przepisu własnego) i ciągła, zaskakująca w swej
radykalności walka o samego siebie. Od tego momentu uprawniona stała się
jedynie kreacja[38].
Może się wręcz
wydawać, że problemem dla Witkacego były jego własne wyobrażenia na swój temat,
a w konsekwencji niemożność sprostania im. Całe życie męczył i wypróbowywał
siebie i innych, badał granice ludzkiej wytrzymałości, a wszystko po to, aby
dowiedzieć się o sobie jak najwięcej. Tak daleko poprowadzone eksperymenty z
„Ja” nie mogą być dysfunkcjonalne. Wydaje się, że Witkacy oczekiwał od siebie,
że uda mu się odsłonić Tajemnicę Istnienia (której poszukiwaniom podporządkował
całą swoją twórczość) w sobie samym. Doprowadzając wszystko do najbardziej
skrajnych form wyrazu, nie mógł Witkacy nie mieć jednocześnie zamiaru stworzyć
siebie takim, jakim chciałby być widziany przez innych. Wielokrotnie przecież
podkreślał duże znaczenie ich obecności, akceptacji i zainteresowania wobec
jego przedsięwzięć. W listach do żony ciągle pisze o tym, jak bardzo potrzebuje
jej aprobaty i wsparcia w nowych projektach i nieustającym rozpoczynaniu Nowego
Życia[39].
Wspominany już przeze
mnie problem obecności i znaczenia innych ludzi w życiu Witkacego, zdaje się
wyłaniać w większości listów. Wielokrotnie pojawia się wszechobecna matka[40] – Maria Witkiewiczowa, inne osoby z rodziny czy
przyjaciele. Zdarza się również, że żona jest pośredniczką w kontaktach z
przyjaciółmi Witkacego w Warszawie – Tadeuszem i Zofią Żeleńskimi, często także
z wydawcami jego książek. Jednak to Jadwiga jest dla niego najważniejszą osobą,
to do niej pisze niemal codziennie, zwierza się z wszelkich problemów. To po
kłótniach z nią najbardziej rozpacza, domaga się ciągłego kontaktu, który, z
powodu znacznej odległości dzielącej małżonków, możliwy jest tylko dzięki
korespondencji. Można wysnuć wniosek, że listy, poza terapeutyczną funkcją,
którą najwyraźniej pełniły dla Witkacego, były medium, które decydowało o
możliwości istnienia małżeństwa. Małżonkowie mieszkali razem bardzo krótko, po
przeprowadzce Jadwigi do Warszawy następowały serie zerwań i separacji, jednak
kontakt nigdy ostatecznie nie ustał. Wydaje się, że listy, telegramy i
pocztówki są zapisem i świadectwem
związku, a jednocześnie jego pisaniem.
W sytuacji braku ciągłego kontaktu bezpośredniego, więź kształtuje się właśnie
na podstawie kontaktu nawiązywanego za pośrednictwem listów. Jest to sytuacja
niezwykła, nieznajdująca swojego odpowiednika w zbyt wielu znanych przypadkach.
Dla uzyskania jaśniejszego obrazu problemu, warto zadać sobie następujące
pytanie: czy małżeństwo Witkiewiczów istniałoby, gdyby nie ich korespondencja?
Oczywiście mogłoby istnieć, znane są przecież (nomen omen) „papierowe
małżeństwa”. W ich przypadku, nawet sama formuła oznacza coś zupełnie innego.
Jest to małżeństwo, które istniało n a papierze i dzięki papierowi. Trwało, mimo odległości, zdrad, kłótni,
niezgodności temperamentów i charakterów. Może tylko w takiej formie –
pośredniego kontaktu, który sprawiał, że Jadwiga nie była naocznym świadkiem
zdrad, a jedynie czytała wyznania i opowieści męża na ten temat – małżeństwo
mogło przetrwać. Można zatem wnioskować, że Witkacy – z jednej strony opisuje żonie siebie, ale z drugiej –
konstruuje swój obraz dla niej, czyniąc ją jedynym[41]
odbiorcą, świadkiem i współuczestnikiem tej, jakże niezwykłej i trudnej,
kreacji.
Należy pamiętać, że
nie znamy listów Jadwigi. Jej obraz konstytuuje się niemal wyłącznie poprzez
to, jak funkcjonuje w opiniach męża. Tym samym, wypowiedzi Witkacego odnoszące
się do Jadwigi, są jedynym źródłem (oczywiście poza Wspomnieniami o
Stanisławie Ignacym Witkiewiczu), na którym możemy opierać poglądy na jej
temat, niejako domyślając się odpowiedzi na znane nam listy. To wbrew pozorom
bardzo znacząca i symboliczna sytuacja. Z wielu listów wiemy przecież, że
Witkacy uważał się za twórcę Jadwigi,
co w interpretacjach badaczy często było przyrównywane do mitu o Pigmalionie[42]. Czy jednak na pewno było tak, że żona była w pełni
posłuszna Witkacemu, który autorytarnie decydował o jej losie? W świetle
omawianych listów, a więc z 1927 roku, wygląda to nieco inaczej. Owszem,
Witkacy stara się wymóc na niej odwiedziny, żąda ich, szantażuje ją, grozi
samobójstwem, jednak… bezskutecznie. Jadwiga jest bardzo długo nieugięta i nie
decyduje się na przyjazd do cierpiącego męża. Posłużę się kilkoma cytatami:
4. Nie będę się
rozwodził nad moim stanem, bo widać, nic Cię to nie obchodzi. 5. Za tydzień
przekręcę się na pewno zupełnie albo sfiksuję z powodu sprzecznych stanów
psychicznych. 6. Jeśli nie możesz
przyjechać to trudno. 7. Spodziewałem się Ciebie dziś[43].
Jeśli mnie opuścisz,
zginę. Musimy się pogodzić[44].
Jeśli mnie opuścisz,
będziesz miała ciężki grzech na sumieniu, a sama mówiłaś Matce i pisałaś do
Ojca, że oprócz mnie nikogo nie masz[45].
W obliczu takich
wypowiedzi, nasuwa się pytanie, czy w przypadku tak egocentrycznego zachowania,
możliwa jest jakakolwiek równowaga w małżeństwie? Prawdopodobnie nie, ale nie
partnerstwo i harmonia miały być celem związku. Wielokrotnie podkreśla się, że
to „małżożeństwo”, jak je określał Witkacy, było raczej przyjaźnią niż
miłością. Nieobecna seksualność musiała być wielkim problemem dla obdarzonego
tak wielkim temperamentem Witkacego. Po latach Jadwiga z naiwną wręcz
szczerością wyzna:
Była jeszcze bardzo
ważna przeszkoda w osiągnięciu harmonii w naszym małżeństwie. Staś był
erotomanem i więcej niż erotomanem – uważał przeżycia seksualne z osobą kochaną
za coś bardzo pięknego i istotnego. Ja, niestety, mimo pozorów «wampa», byłam
pozbawiona temperamentu[46].
Witkacy rozwiązywał
ten problem w bardzo dla siebie właściwy sposób – wdawał się w romanse. A to z
kolei było dużym problemem dla Jadwigi. To zamknięte koło było wielokrotnie
tematem rozważań Witkacego w listach. Z nieskrywanym rozczarowaniem pisze na
przykład:
Ach – gdybyś Ty
chciała zrozumieć wartość prawdziwą dla nas dla siebie w przyszłości, a nie
niszczyć tego, co istotne w imię fikcji – bo dla Ciebie nie ma namiętności,
tylko fikcja własności[47].
Spekulacje, czy gdyby
Jadwiga spełniała oczekiwania Witkacego, to ten nie byłby tak skłonny do zdrad,
wydają się bezzasadne. Ważniejsze jest to, jaką rolę pełniła dla niego żona i
dlaczego potrzebował jej ciągłej, choćby listownej, obecności i czy
rzeczywiście „zasada niewspółodczuwania”[48] obowiązywała
także w kontaktach z nią?
W 622 upadkach
Bunga… tytułowy Bungo, często zestawiany z Witkacym, mówi:
Ja ludzi, pewnych
ludzi, albo kocham i są oni dla mnie czymś w życiu, albo ich traktuję
artystycznie. Wtedy pozwalam sobie na wszystko[49].
Zdanie to może być
uważane za kwintesencję poglądów Witkacego na sprawy towarzyskie i uczuciowe.
Bo jeśli przyjrzeć się dokładnie, kto i dlaczego uważa go za towarzyskiego
sadystę, kpiarza i błazna, który wciąga w swoje gry i wykorzystuje innych
ludzi, zauważymy, że nie były to dla niego osoby istotne[50].
Gdy jednak chodzi o blisko z nim związane kobiety czy rodzinę, a na myśli mam
tu głównie matkę, sytuacja prezentuje się zgoła inaczej. Nie twierdzę tym
samym, że był on usłużnym mężem i pokornym synem, bo przecież w żadnym wypadku
tak nie było. Wydaje się jednak, że relacje te były na tyle skomplikowane –
może z powodu zaangażowania Witkacego – że nie sposób precyzyjne i
jednoznacznie dookreślić ich istotę. Warto może w tym miejscu przytoczyć dwa
fragmenty wspomnień – pierwsze są autorstwa Marii Kasprowiczowej, drugie, co
znaczące, Witolda Gombrowicza:
Witkiewicz był zdolny
do przyjaźni, i to wiernej i wytrwałej. Człowiek go naprawdę obchodził, może
właśnie dzięki temu mógł go łatwo zranić lub dotknąć. Witkiewicz lubił czynnie
interweniować w losy i życie bliskich mu ludzi[51].
On nigdy nie był w
stanie spoczynku, zawsze naprężony, dręczący siebie i innych nieustannym
aktorstwem, żądzą epatowania i skupiana na sobie uwagi, wiecznie bawiący się
okrutnie i boleśnie ludźmi[52].
Mimo wielkich różnic,
jakie dzielą te dwie opinie, istnieje swego rodzaju „wspólny mianownik” cech
dostrzeganych u Witkacego – jest nim potrzeba posiadania wpływu na innych
ludzi. Czy Witkacy kreował zachowania
swoich towarzyszy? Na pewno miał świadomość, jakie reakcje wywoła jego
prowokacyjnie zachowanie. Czy były to jednak „zabawy” mające na celu ranienie
czy krzywdzenie ludzi? Co do tego nie jestem przekonana. Można odnieść
wrażenie, głównie w wyniku lektury listów, że Witkacy chciał mieć poczucie panowania nad sytuacją, nad swoimi
relacjami z bliskimi, tak, aby to on decydował o ich ostatecznym kształcie.
Oczywiście nie wyklucza to, że były to zabiegi bolesne, niemniej, nie wydaje
się, aby zadawanie bólu było celem Witkacego. Był to raczej efekt uboczny
eksperymentów, które realizował podczas kolejnych kreacji. Nie inaczej problem
wygląda w odniesieniu do Jadwigi, dla której pragnie wszystkiego, co najlepsze.
W jednym z listów pisze:
Mogę Ci gwarantować,
że będę niewymuszenie dobry – poza tym nie mogę odpowiadać za każdą minę, jako że jestem człowiek widać (widać
jak na dłoni) nienormalny. (podkr. – O.S.)[53]
Czy należy zatem
uważać Witkacego za dobrego człowieka, który nad sobą zwyczajnie nie panuje i
wtedy krzywdzi swoich bliskich? Wydaje się, że nie jest to aż tak proste.
Michał Paweł Markowski o minach Witkacego tak pisze:
Strojąc miny, Witkacy
nie buduje nawet sobie – jak można by mniemać – nowych tożsamości. Nie staje
się kimś innym. Raczej stara się
znaleźć pozycję, która wyprzedzałaby jego (i jakąkolwiek inną) tożsamość i
która dawałaby szansę wymknąć się temu, co jest zawsze takie samo i
niezmienne.(…) Miny to ślady czystej
potencjalności, zagrożonej nieustannie stwardnieniem w kształt
ostateczny[54].
Czy w takim razie
Witkacy znów boi się zamknięcia w określonym modelu? Tym razem – modelu męża?
Takie wrażenie niewątpliwie można odnieść. Witkacy z jednej strony deklaruje,
że będzie dobrym człowiekiem, nie może jednak, i ma tego pełną świadomość,
przewidzieć, kim będzie i jaka kreacja stanie się wtedy odpowiednia. Można ten
problem spróbować skonkludować następująco: Witkacy bez wątpienia chce, aby
jego żona była szczęśliwa, stara się zapewniać jej jak najlepszą atmosferę.
Jego starania nie mogą się jednak zrealizować, ponieważ na drodze stoi jego
osobowość, która nie pozwala nad sobą w pełni zapanować i domaga się
podejmowania ciągłej aktywności, którą najprościej można nazwać autokreacją. Ta
z kolei nie daje się w żaden sposób przewidzieć, zanim nie zaistnieje.
Warto na koniec raz
jeszcze odwołać się do koncepcji Paula de Mana:
Okazuje się więc, że
rozróżnienie między fikcją i autobiografią nie sprowadza się do opozycji
albo-albo, lecz prowadzi do sytuacji, w której nie sposób rozstrzygnąć, czy coś
jest jednym, czy drugim.
i dalej:
Autobiografia jest
więc interesująca nie dlatego, że jest wiarygodnym świadectwem samopoznania –
bo nim nie jest – lecz dlatego, że wyjątkowo jasno dowodzi niemożności
zamknięcia w jakąś całość (czyli niemożności powstania) żadnego z takich
systemów tekstu, na które składają się tropologiczne podstawienia. Z jednej
bowiem strony autobiografia (…) otwarcie głosi swą strukturę poznawczą i
tropologiczną, z drugiej zaś strony w równym stopniu pragnie wyrwać się z
ograniczeń, jakie nakłada na nią ten system[55].
„Listopisanie”
Witkacego wydaje się nie podlegać żadnym ograniczeniom formalnym czy
konwencjonalnym. Trudno też przyporządkować je do jednoznacznych kategorii –
gdy wskażemy jakąkolwiek, która wyda się odpowiednia, przy kolejnym odczytaniu,
spojrzeniu z innej perspektywy czy choćby przeczytaniu kolejnego listu, okaże
się niewystarczająca bądź niebezpiecznie upraszczająca. Także, jak wskazał de
Man, nie sposób przyjąć logikę dwuwartościową, która okazuje się całkowicie
dysfunkcjonalna i musi ustąpić choćby teorii aktów performatywnych. Ta
„poszatkowana autobiografia”, którą stworzył Witkacy nie daje się także
dookreślić przy pomocy niewystarczająco, jak się okazuje, elastycznych
określeń. Jeśli bowiem zadamy sobie pytanie, czy Witkacy opisywał siebie w listach do żony (choć nie
tylko w nich oczywiście), czy też pisał
siebie, i spróbujemy na nie jednoznacznie odpowiedzieć, poniesiemy porażkę.
Można przytoczyć niezliczoną ilość argumentów, co – w pewnym uproszczeniu i z
koniecznym pominięciem wielu problemów – próbowałam przedstawić w swojej pracy,
zarówno za jedną, jak i drugą koncepcją. Wydaje się, że jest to typowy przykład
aporii, której rozwiązywanie jest bardzo interesujące i twórcze, ale nie
może przynieść jednoznacznego wyniku, który wyeliminuje jedną z opcji. Takie
rozważania mogą jedynie prowadzić do przesunięcia punktu ciężkości na którąś z
wersji, zaakcentowania jej większego znaczenia czy potencjału badawczego.
Dokładnie tak jest w przypadku Witkacego. O ile opisywanie siebie w listach
wydaje się być oczywiste i jest przyjmowane w sposób automatyczny, o tyle
pisanie siebie, jak próbowałam dowieść, bardziej przystaje do jego osobowości.
Potraktowanie „Ja” jako materiału twórczego, jak w tytule pracy Marii
Anny Potockiej, wykorzystywanego w procesie autokreacji, zakłada samoświadomość
podmiotu, potrzebę samodoskonalenia się, a co może najważniejsze,
niestandardowe podejście do siebie i dostrzeżenie swojej twórczej roli w
rzeczywistości. Nie trzeba chyba przekonywać, że właśnie taką jednostką był
Witkacy. Namysł nad samym sobą, próby przekroczenia siebie i nieustające
podejmowanie wysiłku autokreacji, zdają się być warunkiem jego istnienia,
aktywnościami, które nadawały sens jego życiu. Wszystko to sprawia, że jako
podsumowanie można przytoczyć zdanie Michała Pawła Markowskiego:
Witkacy – największy
miniarz w polskiej sztuce – niszczy najgłupszy przesąd zdrowego rozsądku: że
życie jest takie, jakie jest, i inne być nie może[56].
BIBLIOGRAFIA
Literatura podmiotu
Witkiewicz S.I., Listy
do żony, t. 1., przygotowała do druku A. Micińska, oprac. J. Degler,
Warszawa 2005.
Witkiewicz S.I., 622
upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta, oprac. A. Micińska, Warszawa
1992.
Literatura przedmiotu
Błoński J., Od
Stasia do Witkacego, Kraków 1997.
Degler J., Kronika
życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, w: idem, Witkacego
portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii (1918-1939), Warszawa
2009.
Degler J., Listopisanie
Witkacego, w: Witkacy w Polsce i na świecie, red. M.
Skwara, Szczecin 2001.
Degler J., Psychomachia
małżeńska, w: idem, Witkacego portret wielokrotny.
Szkice i materiały do biografii (1918-1939), Warszawa 2009.
Degler J., Witkacy
się żeni...
W. Gombrowicz, Wspomnienia
polskie, w: idem, Wspomnienia polskie. Wędrówki po Argentynie,
Kraków 1999.
Kierkegaard S., Choroba
na śmierć, przeł. J. Iwaszkiewicz, Warszawa 1995
Makowiecki A., Witkacy, w:
idem, Trzy legendy literackie – Przybyszewski, Witkacy, Gałczyński, Warszawa
1980.
Man P. de, Autobiografia
jako od-twarzanie, przeł. M.B. Fedewicz, „Pamiętnik Literacki”, 1986,
z. 2.
Markowski M.P., Witkacy, w:
idem, Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków
2007.
Markowski M.P., Witkacy:
miny nad otchłanią, w: idem, Życie na miarę literatury,
Kraków 2009.
Micińska A., Autoportret
„Alcoforado”. O korespondencji Stanisława Ignacego Witkiewicza, w: eadem, Istnienie
poszczególne: Stanisław Ignacy Witkiewicz, Wrocław 2003.
Micińska A., Witkacy.
Życie i twórczość, Warszawa 1991.
Nycz R., Osoba
w nowoczesnej literaturze: ślady obecności, w: idem, Literatura
jako trop rzeczywistości, Kraków 2001.
Nycz R., Tekstowy
świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Warszawa 1995, s. 36.
Potocka M.A., Antropologia
sztuki. „Ja” jako materiał twórczy, w: eadem, Witkacy.
Psychoholizm, Kraków 2009.
S. Skwarczyńska, Wokół
teorii listu (Paradoksy), w: eadem, Pomiędzy historią a
teorią literatury, Warszawa 1975, s. 178-186.
Sławski F.,
hasło: Kreacja, w: idem, Słownik etymologiczny
języka polskiego, t. III, Kraków 1966, s. 79.
Witkiewiczowa
J., Wspomnienia o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, w: Spotkanie
z Witkacym, red. Janusz Degler, Jelenia Góra 1979.
Zawadzki A., Autor.
Podmiot literacki, w: Kulturowa teoria literatury, red.
M.P. Markowski, R. Nycz, Kraków 2006.
[1] A.
Makowiecki, Witkacy, w: idem, Trzy legendy
literackie – Przybyszewski, Witkacy, Gałczyński, Warszawa 1980.
[2] J.
Degler, Listopisanie Witkacego, w: Witkacy w Polsce i
na świecie, red. M. Skwara, Szczecin 2001.
[3] A.
Micińska, Autoportret „Alcoforado”. O korespondencji Stanisława
Ignacego Witkiewicza, w: eadem, Istnienie Poszczególne:
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Wrocław 2003, s. 275.
[4] Nie
znamy ani listów Witkacego do ojca, które zostały spalone w 1915 roku, ani
listów Jadwigi Witkiewiczowej do męża, które prawdopodobnie zaginęły.
[5] J.
Degler, Kronika życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza, w:
idem, Witkacego portret wielokrotny. Szkice i materiały do biografii
(1918-1939), Warszawa 2009, s. 61-67.
[6] Zob.
J. Degler, Listopisanie Witkacego...; S. Skwarczyńska, Wokół
teorii listu (Paradoksy), w: eadem, Pomiędzy historią a
teorią literatury, Warszawa 1975, s. 178-186.
[7] F.
Sławski, hasło: Kreacja, w: idem, Słownik
etymologiczny języka polskiego, t. III, Kraków 1966, s. 79.
[8] A.
Zawadzki, Autor. Podmiot literacki, w: Kulturowa
teoria literatury, red. M.P. Markowski, R. Nycz, Kraków
2006, s. 225.
[9] S.I.
Witkiewicz, Listy do żony, t. 1., przygotowała do druku A.
Micińska, oprac. J. Degler, Warszawa 2005, s. 179.
[10] Ibidem,
s. 166.
[11] Zob.
J. Błoński, Od Stasia do Witkacego, Kraków 1997, s. 14.
[12] R.
Nycz, Tekstowy świat. Poststrukturalizm a wiedza o literaturze, Warszawa
1995, s. 36.
[13] Tak
problem postrzega (już w 1936 roku!) na przykład A.J. Ayer w pracy Język,
prawda i logika.
[14] J.
Degler, Witkacy się żeni, w: Witkacego portret
wielokrotny, s. 170-171.
[15] P.
de Man, Autobiografia jako od-twarzanie, przeł. M.B. Fedewicz,
„Pamiętnik Literacki”, 1986, z. 2.
[16] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 150.
[17] R.
Nycz, Osoba w nowoczesnej literaturze: ślady obecności, w: idem, Literatura
jako trop rzeczywistości, Kraków 2001, s. 63-64.
[18] S.I.
Witkiewicz, Listy…, s. 137, s. 141, s. 151, itd.
[19] Wydaje
się, że także pisanie „Hauptwerku” miało być scaleniem, sprowadzeniem
całej twórczości do jednego, pełnego dzieła.
[20] A.
Zawadzki, op. cit., s. 230.
[21] Trudno
w istocie orzec, czy Witkacy stosuje w tym przypadku dedukcję czy indukcję.
[22] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 140.
[23] W
tym upatrywał podstaw pragmatyzmu, z którego uczynił swojego głównego wroga na
polu filozoficznym.
[24] Zob.
S. Kierkegaard, Choroba na śmierć, przeł. J. Iwaszkiewicz,
Warszawa 1995, s. 19.
[25] J.
Błoński, op. cit., s. 22.
[26] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 174.
[27] M.P.
Markowski, Witkacy, w: idem, Polska literatura
nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy, Kraków 2007, s. 297-303.
[28] A.
Micińska, Autoportret „Alcoforado”, op. cit., s. 270.
[29] M.A.
Potocka, Antropologia sztuki. „Ja” jako materiał twórczy, w: eadem, Witkacy.
Psychoholizm, Kraków 2009, s. 299
[30] Ibidem,
s. 301.
[31] Ibidem,
s. 300.
[32] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 176.
[33] Świadectwem
mogą być choćby zdjęcia Witkacego, na których widoczne są jego słynne już miny.
[34] Wskazała
na tę cechę Witkacego m.in. Anna Krajewska podczas konferencji Witkacy:
bliski czy daleki?, Słupsk, 17-19 września 2009.
[35] Mam
na myśli powieść 622 upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta, ale
również treści autobiograficzne w innych utworach.
[36] M.A.
Potocka, op. cit., s. 297.
[37] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 177.
[38] M.A.
Potocka, op. cit., s. 297.
[39] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 136.
[40] W Listach… znajduje
się nawet kilka fragmentów pisanych przez matkę.
[41] Wielokrotnie
wspominał, że przeraża go myśl, iż ktoś mógłby czytać jego listy.
[42] Mówił
o tym m.in. J. Gondowicz podczas konferencji w Słupsku.
[43] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 136.
[44] Ibidem,
s. 213.
[45] Ibidem,
s. 217.
[46] J.
Witkiewiczowa, Wspomnienia o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu, w: Spotkanie
z Witkacym, red. J. Degler, Jelenia Góra 1979.
[47] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 140.
[48] S.
Witkiewicz, Listy ojca do Witkacego, w: J. Błoński, Od
Stasia do Witkacego, op. cit., s. 13.
[49] S.I.
Witkiewicz, 622 upadki Bunga, czyli demoniczna kobieta, oprac.
A. Micińska, Warszawa 1992, s. 82.
[50] Najbardziej
problematyczna relacja dotyczy chyba znajomości z L. Chwistkiem, jest to jednak
zbyt obszerny temat, aby go w jakikolwiek sposób w tej pracy rozwinąć.
[51] M.
Kasprowiczowa, Niedzielne popołudnie…, w: A. Micińska, Witkacy.
Życie i twórczość, Warszawa 1991, s. 280.
[52] W.
Gombrowicz, Wspomnienia polskie, w: idem, Wspomnienia
polskie. Wędrówki po Argentynie, Kraków 1999, s. 292.
[53] S.I.
Witkiewicz, op. cit., s. 137.
[54] M.P.
Markowski, Witkacy: miny nad otchłanią, w: idem, Życie
na miarę literatury, Kraków 2009.
[55] P. de Man, op.
cit.
[56] Ibidem,
s. 304.
ABSTRAKT
Autorka rozważa
problem pisania i opisywania osobowości przez Stanisława Ignacego Witkiewicza,
przedmiotem zainteresowań czyniąc Listy do żony z 1927 roku.
Na przykładzie Witkacego, stawia tezy o konstrukcyjnym charakterze osobowości,
kreacji jako aktywności konstytutywnej dla modernistycznego artysty, a także
aporetycznym charakterze podmiotowości nowoczesnej. Powołując się na stanowiska
Ryszarda Nycza i Andrzeja Zawadzkiego, próbuje rozważyć problem podmiotowości
nowoczesnej nie mającej oparcia w uniwersalnych i tradycyjnych modelach „ja”,
jak również kwestię „sobości” czy autorefleksji podmiotu, mającej na celu scalenie
doświadczeń życiowych czy artystycznych. Przywołując stanowisko Paula de Mana,
wskazuje na przestrzeń samostanowienia, jaką jest autobiografia. Najważniejszym
punktem rozważań staje się problem autokreacji, transwersalności i
performatywności podmiotu w stanie kryzysu, nie tracącego jednocześnie marzeń o
silnym, romantycznym modelu artysty. Autorka uwypukla także problem tworzenia
obrazu „ja” wobec siebie i innych. Witkacy, traktujący „«Ja» jako materiał twórczy”, ukazuje
się w Listach do żony jako mistrz autokreacji.