Magdalena Płotała

Miłość zwyczajna, czyli nieoczywiste inspiracje Szczepana Twardocha

Dyskusje na temat felietonów Szczepana Twardocha Jak nie zostałem poetą[1] wyciszyły się po zebraniu plonów interesujących rozmów krytycznoliterackich. Twórczość pisarza z Pilchowic wzbudziła zróżnicowane reakcje czytelników, zazwyczaj – ambiwalentne i kontrastowe. Zbiór nazwany został w recenzjach, między innymi, „tekstem na czas oczekiwania... (na powieść)”[2] oraz „portretem kokieta”[3]. W niektórych wypowiedziach słychać było również echa recenzji poprzedniego tekstu niefikcjonalnego Twardocha, Wielorybów i ciem (mowa o nawiązaniach do sformułowań Dariusza Nowackiego, takich jak „autolans” rodem z „internetowego blogaska”)[4]. Z drugiej strony felietony twórcy Dracha wzbudziły również pozytywne wrażenia: krytycy docenili poczucie humoru autora[5], jego przewrotność[6] oraz grę z mediami i literaturą[7]. Jednak po dwóch latach można zaryzykować twierdzenie, że komentarze autobiograficzne Twardocha nie wzbudzają już burzliwych dyskusji czytelniczych; zostały przeczytane, skomentowane i „przetrawione”. Czy więc warto do nich jeszcze wracać?

Choć może to paradoksalne, cieszy mnie wygaśnięcie dysput o Jak nie zostałem poetą. Teraz już z dystansu, „na chłodno”, można spojrzeć na serię wypowiedzi literackich Twardocha i skierować uwagę na wątek przegapiany do tej pory w recenzjach. Możliwe, że byłby to najbardziej nieoczekiwany temat felietonów Twardocha, a konkretniej – zamieszczona w publikacji z 2019 roku Miłość zwyczajna, poświęcona historii uczucia Jarosława Iwaszkiewicza do Jerzego Błeszyńskiego. Myślę, że warto pochylić się nad jedynym w zbiorze fragmencie, który jest pozbawiony ironii. Dlaczego felieton ten, nawet stylistycznie, wyróżnia się na tle innych przemyśleń Twardocha? Dlaczego nie ma w nim żadnych odniesień autobiograficznych (co można zauważyć w pozostałych tekstach zamieszczonych w interesującym mnie zbiorze)? Wreszcie: czym można motywować tak zaskakujący wybór tematu? Sądzę, że próba udzielenia odpowiedzi na te pytania mogłaby oświetlić literacką sylwetkę pisarza z Pilchowic od innej strony, odnosząc się do zagadnienia konfliktu, inspiracji i tradycji literackiej


„Włamać się” do tradycji

Można sądzić, że Szczepan Twardoch jest pisarzem buntowniczym i – nieraz nawet – obrazoburczym. Kwestionuje on w swoich wypowiedziach autorytety, oddziela grubą kreską głos opinii publicznej od własnego zdania. Trudno posądzić go o literacki konformizm; z opisywanych felietonów wynika raczej, iż z lubością wybiera obiekty swoich lektur, ironizując na temat książek uznawanych powszechnie za „dzieła”. Tym bardziej zaskakuje, w jaki sposób jego twórczość łączy się z postacią istotną dla prywatnego kanonu autora (o ile taki istnieje) – Jarosławem Iwaszkiewiczem.

Już przy okazji wydania Wielorybów i ciem krytyka zestawiała pisarstwo autora Panien z Wilka z diarystyką twórcy Dracha. Łukasz Kowalczyk napisał, że Twardoch: „Jawi nam się niczym, toutes proportions gardées, Iwaszkiewicz z jego Dzienników (minus życie miłosne i zjadliwość)”[8]. W podobnej tonacji utrzymana jest wypowiedź Pauliny Małochleb: „katalog z przedmiotów dnia codziennego mógł robić Marcel Proust albo Jarosław Iwaszkiewicz, a gdy robi go pisarz klasy B, to trąci raczej snobizmem i problemami pierwszego świata”[9].

Oczywiście skojarzenie z Dziennikami może wiązać się z podobnym czasem wydania obu tekstów (ostatni tom diariuszy Iwaszkiewicza opublikowano w 2011 roku, Wieloryby i ćmy – w 2015; choć wydania te dzielą cztery lata różnicy, komentarze na temat zapisków starszego pisarza powracają do dzisiaj, pojawiając się przy każdym omówieniu nowo wydanych listów twórcy etc.). Obie wypowiedzi krytyczne sygnalizują jednak coś innego, a mianowicie: przeświadczenie o tym, że Twardoch, pisząc dzienniki, aspiruje do pewnej „ligi” pisarskiej, do której nie należy. Zdaniem recenzentów dzieje się to za sprawą wyboru gatunku zwykle kojarzonego z zapisem doświadczeń twórców wybitnych czy, chociażby, uznanych w oczach krytyków literackich. Zestawienie z Iwaszkiewiczem ma wykazać, że Twardoch nie zasługuje na to, by wejść do kanonu polskich pisarzy–diarystów. Z obu recenzji wybrzmiewa więc ton demaskacji: autor Dracha zostaje „przyłapany” na „włamywaniu się” do tradycji diarystyki znanej z XX wieku, co oburza i dezorientuje recenzentów.


Miłość zwyczajna

Jak wspominałam, refleksja poświęcona listom Iwaszkiewicza w Jak nie zostałem poetą odznacza się na tle innych zapisów literackich Twardocha. Komentarz, choć opublikowany pierwotnie w czasopiśmie „Pani”, nie stanowi oczywistego wyboru wydawniczego dla spójnego zbioru felietonów. Przede wszystkim jest to właściwie jedyny tekst, w którym nie pojawia się wspomnienie „konfliktu”. Należy przy tym zauważyć, że kwestia sporu, nieporozumienia czy kłótni stanowi motyw wędrowny omawianych tekstów pisarza. Na przestrzeni całego zbioru autor polemizuje z (odpowiednio): własnym ciałem, ideałami męskości, przeszłością najbliższego mu regionu, cudzymi opiniami na swój temat, autokreacją intelektualisty, krytykami literackimi, samym sobą [„(...) moja główna wada to ja. Jestem swoją główną wadą” – JNZP, s. 134]. Prozaik właściwie w każdym felietonie zajmuje się głównie zaprzeczaniem i kwestionowaniem, prowadząc grę i renegocjując warunki współczesnego bycia pisarzem. Trudno tu o brak sporu: czytelnik podczas lektury co rusz napotyka kolejne piętra autorskich konfliktów: z tradycją literacką, popkulturą, historią oraz z własnym wizerunkiem. Tym bardziej zaskakuje fakt, że w Miłości zwyczajnej autor nie podejmuje polemiki z Iwaszkiewiczem, pisarzem wzbudzającym różnorakie odczucia czytelnicze (od krytyki jego spolegliwości politycznej, przez zainteresowanie biografią mężczyzny, aż do zachwytów – lub deprecjacji – nad utworami literackimi tej postaci). W jaki sposób więc przedstawia się refleksja Twardocha nad listami do Błeszyńskiego?

Choć zwykle opisywane felietony odciągają uwagę czytelnika od refleksji autobiograficznej, kierując ją zaś w stronę opinii autora na dany temat, w przypadku Miłości... do historii dołączono obszerny wstęp z wymijającą oceną „obyczajową”. Pisarz, porównując postawę polityczną Iwaszkiewicza do oportunizmu proboszcza z Bray, rozpoczyna:

Oto jest sześćdziesięcioletni mężczyzna. Mężczyzna jest wielkim, polskim pisarzem. Jest też politycznym oportunistą […] chciał być wielkim, polskim pisarzem w swojej pięknej posiadłości, nawet za cenę politycznego oportunizmu, czego nie podziwiam, ale co rozumiem i co potępiać mają prawo tylko ci, których samych na takie próby wystawiono, jednak w kwestii, o której chcę tu napisać, polityczny oportunizm nie ma żadnego znaczenia (JNZP, s. 98).

Można przewrotnie zapytać: jeżeli oportunizm (odmieniany w powyższym fragmencie przez wszystkie przypadki) w felietonie Twardocha „nie ma żadnego znaczenia”, to w jakim celu o nim wspomina? Czy można to traktować jako uzasadnienie – może nawet: usprawiedliwienie – wyboru opisywanej postaci? Istotnie, polityczne decyzje twórcy Brzeziny nie mają żadnego znaczenia w przywoływanej przez pisarza historii romansu. Chciałabym powrócić do interpretacji tego fragmentu w dalszej części artykułu, kiedy wyimek z biografii Iwaszkiewicza zostanie już przez Twardocha skomentowany.

Po odniesieniu się do oportunizmu politycznego pisarz przedstawia Iwaszkiewicza drugi raz, używając tego samego sformułowania:

Oto jest więc sześćdziesięcioparoletni mężczyzna, mężczyzna jest wielkim pisarzem, jest bogaty, wpływowy, jest mężem, ojcem, dziadkiem i posłem na Sejm, ma majątek pod Warszawą mimo PRL-u, ma szofera, sekretarza i samochód, podróżuje po całej Europie, spotykając wielkich tego świata, którzy traktują go z wielką rewerencją, co ów skrupulatnie odnotowuje w swoim dzienniku, i mężczyzna ten zakochuje się w młodym, pięknym chłopcu (JNZP, s. 99).

Druga prezentacja Iwaszkiewicza, niczym kolejne odsłonięcie kurtyny, ukazuje XX-wiecznego poetę z „suspensem”. Ułożony z wyliczeń akapit kończy się prawie „przygodowo”, tak, jak gdyby miał nastąpić zwrot w postrzeganiu pisarza – początek nieoczekiwanej historii. Dalej Twardoch wprowadza „na scenę” postać Jerzego Błeszyńskiego, zestawiając jego opis z postacią literata:

Chłopiec nazywa się Jurek Błeszyński, ma dwadzieścia parę lat i nie ma nic poza chudym ciałem, urodą i gruźlicą. Iwaszkiewicz ma zaś wszystko, jednego mu tylko brakuje: miłości.

Iwaszkiewicz potrzebuje miłości, Jurek Błeszyński potrzebuje pieniędzy. Ma młodą żonę, dziecko, ma liczne dziewczyny i mniej licznych, za to zamożnych kochanków. Sytuacja raczej typowa, bez względu na płeć osób zaangażowanych (...). Niby więc wszystko zwyczajnie. Poza jednym. Poza miłością (JNZP, s. 99).

Przytoczona część wypowiedzi autora ułożona jest „lustrzanie”, co można dostrzec poprzez kontrast postaci młodego, chorego robotnika z Brwinowa z zamożnym Iwaszkiewiczem. Już w tym miejscu należy zaznaczyć, że relacja Twardocha jest dość stronnicza w porównaniu z faktyczną historią, opisaną na kartach korespondencji zebranej w 2017 roku przez Annę Król. Na podstawie lektury listów Iwaszkiewicza nie można powiedzieć, aby relacja pomiędzy pisarzem a kochankiem była tak jednostronna, jak opisano ją w Miłości zwyczajnej. Być może jest to afektywna interpretacja Twardocha, wspierającego w tej relacji „starego poetę”. Możliwe jednak, że lektura ta została niejako ukierunkowana przez edytorkę przychylającą się do wyborów i decyzji Iwaszkiewicza w obszernym posłowiu do wydania listów[10].

W cytowanym fragmencie warto zwrócić uwagę na samo zakończenie. Przekornie można stwierdzić (względem tego, jak bardzo Twardoch eksponuje „męskość” w felietonach), że ton ostatnich słów doskonale odpowiada profilowi czasopisma „Pani”. Czyżby spomiędzy wierszy felietonu wyjrzała ckliwość? Szczerość? Można tak założyć, skoro dalsze partie tekstu ujawniają odczucia (bardziej niż: przemyślenia) autora, piszącego o „czystej, bezwarunkowej miłości Iwaszkiewicza”, w której jest coś „wielkiego, wzniosłego i przerażającego jednocześnie” (JNZP, s. 100). Poczucie strachu uzasadnia ostatnim ustępem tekstu:

Iwaszkiewicz kocha Jurka podejrzewając, że ten nie kocha go wcale, wiedząc, że Jurek kocha raczej swoją Lilkę. I Iwaszkiewicz Jurka chce tak kochać: bezwarunkowo, absolutnie, żałośnie. Iwaszkiewicz, przynajmniej ten, który się wyłania z listów do Jurka, kocha go tak kochać. Sama miłość, nawet jeśli prawie nie odwzajemniona, ledwie odwzajemniona, sama miłość daje mu rozkosz. Tak więc go właśnie kocha, aż Jurek umiera na gruźlicę. Iwaszkiewicz zaś kocha Jurka dalej.

Być może taka miłość jest najpiękniejsza. I najstraszniejsza (JNZP, s. 100).

Brak krytycyzmu wobec Iwaszkiewicza budzi głębszą refleksję: w trakcie lektury listów zebranych w tomie Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego Twardoch musiał przecież odkrywać wielokrotnie oznaki roszczeniowości literata. Wspomniana epistolografia poświadcza to wieloma dowodami, z których można wymienić takie zapisy poety, jak: „Wyniosłem z naszego spotkania wrażenie niedosytu (...)”[11], „Nie dziw się, że nie będę zza granicy pisał, ani telegrafował, ani telefonował do Ciebie. Może w ten sposób odzwyczaisz się od mojej pobłażliwości wobec Twoich wszystkich pomysłów”[12]. Widać również ewidentną wybiórczość w przedstawianiu faktów: Twardoch wspomina o uczuciu Jerzego do Lilki Pietraszak, swojej kochanki, podczas gdy żona Iwaszkiewicza, opisywana w poprzednim fragmencie tekstu, zdaje się odchodzić w zapomnienie. Choć oczywiście osobisty felieton Twardocha nie musi aspirować do wyimka z artykułu historyka literatury – wobec czego nie musi przedstawiać wiernie (i możliwie bezstronnie) całej historii – to jednak zastanawia, dlaczego „buntowniczy” pisarz odczytuje biografię Iwaszkiewicza zupełnie bezkrytycznie, popadając nawet w zachwyt i szczerą fascynację. Warto również pochylić się nad esencją wypowiedzi, którą z pewnością jest morał o „najpiękniejszej” i „najstraszniejszej” miłości. Co w niej tak przeraża autora tekstu? I o czym świadczyłaby obecność Miłości zwyczajnej w zbiorze?


Przerwa od konfliktu

Dla czytelników zakłopotanych ujawnioną wrażliwością Twardocha zostawiono w zbiorze różne wskazówki interpretacyjne. Wszelkie „odsłanianie się” pisarza w felietonach jest od razu komentowane przez niego samego. Uwagi te najczęściej są ironiczne, pasywno-agresywne, aspirujące do odgadnięcia projektowanych zarzutów. Jak pyta autor:

Czy zatem coś sobie kompensuję? Albo czy jestem w swojej męskości kulturowej tak niepewny, tak słaby, że muszę ją podbudowywać zewnętrznymi atrybutami, definiować ją w jej tradycyjnych, wojowniczych formach – stąd broń, kick-boxing, samochody, polarne wyprawy, strzelby, niedźwiedzie, ponton w ślizgu lawirujący między krami? Aby pozbyć się słabości, aby siebie samego w cudzych i własnych oczach uczynić mężczyzną bardziej? (...) Czy jednak gdybym w oczach cudzych sam się chciał uczynić bardziej męskim, to zajmowałbym się sprawami, które mogą powodować, że ta męskość moja będzie paradoksalnie kwestionowana?

Zacytowany akapit kończy słowami:

Mnie po prostu nie bardzo obchodzi, jaką świat ma opinię na temat mojego bycia mężczyzną tudzież intelektualistą. Jeśli kogoś to bawi, to niech go bawi. Wiem, że z noblisty żaden prorok, to gdzież by tam ze mnie? Wiem, że to śmieszne. Ale co z tego? (JNZP, s. 71-72).

Pozwoliłam sobie na tak rozległe przytoczenie tekstu, ponieważ obserwuję tu nieoczekiwanie bezpośrednie nawiązanie do tego, co Eve Kosofsky Sedgwick nazywa „lekturą paranoiczną” i objaśnia maksymą: „Anything you can do (to me) I can do worse, and anything you can do (to me) I can do first – to myself”[13]. Trudno o dobitniejszy przykład autointerpretacji: zanim ktokolwiek inny przyjrzy się krytycznie postawie pisarza, ten już dostarcza gotową ripostę, odpowiadając na niezadane pytania oraz mierząc się z zarzutami, które jeszcze nie padły. Jak podaje Kosofsky Sedgwick, paranoja pisarska jest motywowana lękiem przed odkryciem wrażliwych uczuć, zranieniem, zdemaskowaniem. Można zapytać: czego boi się Szczepan Twardoch? Czyżby braku kontroli nad własnym wizerunkiem? Czy nie właśnie brakiem kontroli byłaby ta „miłość (…) najstraszniejsza”, którą opisuje poprzez historię Iwaszkiewicza? W tym miejscu kieruję się w stronę interpretacji psychoanalitycznej, przed którą autor tak (wielokrotnie) się broni. Wobec tego czas uzasadnić tok podejmowanych przeze mnie poszukiwań: nie interesuję się biografią Twardocha sensu stricto, ale tym, po co „potrzebny” jest mu Iwaszkiewicz, oraz tym, w jaki sposób młody pisarz zamierza wpisać się w tradycję literacką.


Ucieczka przed zasadniczym wyznaniem

Wojciech Rusinek w recenzji Jak nie zostałem poetą pisze o podejmowanych przez pisarza grach z męskością. Jak podaje, autor zbioru specjalnie przedstawia siebie jako archetypową figurę męską, żeby później – w kolejnym felietonie – obalić ten obraz i ironizować na temat wszelkich form, w które próbuje się go wpisać[14]. Zgadzam się z tą opinią. Poszłabym jednak w swoich dociekaniach o krok dalej: Twardoch podejmuje grę nie tylko z męskością, ale również z wizerunkiem pisarza i pamięcią o nim. Jego zachowania unikowe są właściwie paradoksalne: autor raz mówi o sobie jako o pisarzu stanowiącym historię, a raz (po horacjańsku) pyta o to, co po nim zostanie na świecie i w pamięci ludzi. Z jednej strony surowo ocenia swoich literackich poprzedników, z drugiej – gloryfikuje Iwaszkiewicza. Choć i ta pochwała również zawiera w sobie przeczucie konfliktu: żeby napisać dobrze o autorze Mapy pogody, musi najpierw odeprzeć (niewypowiedziany) atak o dobrej opinii na temat politycznego oportunizmu pisarza. Przy tym warto pamiętać, że identyczny zarzut usłyszał sam Twardoch podczas udostępniania swojego wizerunku markom z branży bankowej i motoryzacyjnej.

Podobnie ambiwalentnym stosunkiem odznaczył się zabieg, jaki zastosował Jacek Dehnel, przygotowując posłowie do edycji wierszy Iwaszkiewicza Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę[15]. Poeta odnosi się ironicznie do biografii i twórczości Skamandryty[16], przeplatając krytykę z przyznaniem się do czytania Iwaszkiewicza (swojej literackiej inspiracji) od najmłodszych lat. Dystans Dehnela wobec starszego poety został skomentowany przez Michała Szymańskiego na łamach „Tygodnika Powszechnego”: pisał tam wówczas, że autor Lali, mówiąc o autorze Brzeziny, sam odpiera zarzuty na swój temat (dla przykładu krytykuje poetę za „staromodność”, podczas gdy sam jest o to „oskarżany”)[17].

Dlaczego Iwaszkiewicz budzi w Twardochu (i Dehnelu) tak silne oraz jednocześnie tak różne odczucia? Wydaje się, że żeby mogli go pochwalić, muszą go najpierw skrytykować. Jednak aby ironizować na jego temat, muszą się od niego zdystansować (żeby sami nie narazili się na krytykę, wyczuwając w nim – i w sobie – podobieństwo). Czytając Miłość zwyczajną, czytelnik może odnieść wrażenie, że Twardochowi nie do końca wychodzi utrzymywanie dystansu wobec Iwaszkiewicza. Im dłużej opisuje historię miłości poety do Błeszyńskiego, tym bardziej oddala się od ironii, maskowania, obrony przed atakami. Skoro więc dochodzi do odsłonięcia własnej wrażliwości – do punktu, który wzbudza w piszącym lęk – to dlaczego felieton został zamieszczony w zbiorze? Dlaczego jest jedynym tekstem, w którym Twardoch nie zajmuje się walką o utrzymanie swojego spójnego wizerunku?

Otóż Miłość zwyczajną odbieram jako przebłysk szczerości w grach felietonisty: jego jasną wypowiedź na temat stosunku do literatury. Iwaszkiewicz jest Twardochowi bliski, co młody pisarz często przemyca w swoich tekstach. Jak zauważa Olga Szmidt, postać Konstantego Willemanna z Morfiny ma w sobie dużo z autora Brzeziny[18]. W Wielorybach i ćmach autor pisze, że lubi uprawiać podróżnicze dolce vita, nazywane dalej „iwaszkiewiczeniem”[19]. Choć recenzenci krytykują jego dzienniki, pisząc, że przecież nie odgrywa on w historii literatury polskiej tak ważnej roli jak Iwaszkiewicz, może warto zaryzykować tezę, iż Twardoch chciałby być mu podobnym?


Literacka inspiracja

W Jak nie zostałem poetą Szczepan Twardoch pyta: „Co sprawia, że stajemy się tym, kim jesteśmy? Co wyznacza nasze miejsce w społecznej hierarchii?” (JNZP, s. 78). Wspominanie bowiem o Iwaszkiewiczu często przydarza się we współczesnej literaturze polskiej, zwłaszcza literatom „młodego pokolenia”. Mogłabym pisać nie tylko o Twardochu czy Dehnelu, ale również o Eustachym Rylskim (nazywającym Skamandrytę swoją inspiracją[20]) oraz Ignacym Karpowiczu, który w Miłości zaznacza, że całe życie czytał Iwaszkiewicza i to on go ukształtował[21]. Czyżby takie poszukiwania „mistrza” (krytykowanego, podziwianego, przerażającego) oznaczałyby potrzebę powrotu klasycyzmu? Czy sugerowałyby, w czasach dyskusji „międzypisarskich” w mediach społecznościowych, potrzebę istnienia pisarza-autorytetu, twórcy, do którego można nawiązywać i z którym można się sprzeczać?

Innymi słowy: mowa tu o poszukiwaniu tradycji kluczowej (za Januszem Sławińskim), do której należy się odnieść, aby ukonstytuować własną twórczość. Sądzę, że dla Twardocha (i innych, wymienionych powyżej) tradycją kluczową (pewnie niejedyną) byłoby właśnie pisarstwo Jarosława Iwaszkiewicza. Chociaż krytycy łatwo zdemaskowali to, iż pisarz chce się do tradycji Iwaszkiewiczowskiej „włamać”, być może – znów z perspektywy czasu – okaże się, że Twardoch wcale nie musi walczyć o swoje miejsce w historii literatury polskiej. To miejsce, podobnie jak Iwaszkiewiczowi, po prostu będzie się mu należało.





[1] S. Twardoch, Jak nie zostałem poetą, Kraków 2019. Cytując wypowiedzi zawarte w tym zbiorze, będę posługiwała się skrótem JNZP oraz odnośnym numerem strony.

[2] M. Mikołajec, Jak zostałem bogatym kokietem z kilkoma psychozkami (Szczepan Twardoch, „Jak nie zostałem poetą”), http://www.artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=378&artykul=7497, 25 lutego 2021.

[3] N. Szostak, Szczepan Twardoch chce, żebyśmy go uwielbiali. Jego zbiór felietonów „Jak nie zostałem poetą” jest niczym portret kokieta, https://wyborcza.pl/7,75517,24693975,szczepan-twardoch-chce-zebysmy-go-uwielbiali-jego-zbior.html, 25 lutego 2021.

[4] M. Mikołajec, Jak zostałem...

[5] J. Drzazga, „Dolce Vita” (nie bez problemów), https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-9/artykul/dolce-vita-nie-bez-problemow, 28 lutego 2021.

[6] W. Rusinek, Jak być snobem (będąc Ślązakiem), https://wojciechrusinek.wordpress.com/2019/07/17/jak-byc-snobem-bedac-slazakiem/, 28 lutego 2021.

[7] W. Szot, Szczepan Twardoch, „Jak nie zostałem poetą”, https://zdaniemszota.pl/2484-szczepan-twardoch-jak-nie-zostalem-poeta, 28 lutego 2021.

[8] Ł. Kowalczyk, Wyznania kobolda. Recenzja „Dzienników” Szczepana Twardocha, https://kulturaliberalna.pl/2015/10/27/szczepan-twardoch-dzienniki-recenzja-lukasz-kowalczyk/, 28 lutego 2021.

[9] P. Małochleb, 5 powodów, dla których nie warto czytać dziennika Szczepana Twardocha, http://www.ksiazkinaostro.pl/5-powodow-dla-ktorych-nie-warto-czytac-dziennika-szczepana-twardocha/, 28 lutego 2021.

[10] A. Król, To tylko miłość, w: idem, Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego, Warszawa 2017, s. 37-56. Jej wpływ na recepcję zbioru listów podkreśla również recenzja zamieszczona 28 marca 2017 roku w „Polityce”: J. Sobolewska, Casanova z Brwinowa, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/1699020,1,recenzja-ksiazki-wszystko-jak-chcesz-o-milosci-jaroslawa-iwaszkiewicza-i-jerzego-bleszynskiego.read, 2 marca 2021.

[11] A. Król, Wszystko jak chcesz…, s. 215.

[12] Ibidem, s. 287.

[13] E. Kosofsky Sedgwick, Touching Feeling: Affect, Pedagogy, Performativity, Durham 2002, s. 131.

[14] W. Rusinek, op. cit.

[15] J. Dehnel, Doktor Iwaszkiewicz i Mister Parnasista, w: J. Iwaszkiewicz, Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę, red. J. Dehnel, Warszawa 2013.

[16] Ibidem, s. 71.

[17] M. Szymański, Jacek czyta Jarosława, „Tygodnik Powszechny” 2013, nr 9, s. 38-39.

[18] O. Szmidt, M. Witkowski, Dwugłos: Szczepan Twardoch „Morfina”, https://popmoderna.pl/dwuglos-szczepan-twardoch-morfina/#, 1 marca 2021.

[19] S. Twardoch, Wieloryby i ćmy. Dzienniki 2007-2015, Kraków 2015, s. 120.

[20] E. Rylski, Po śniadaniu, Kraków 2009, s. 65.

[21] „Jarosław Iwaszkiewicz towarzyszył mi od pierwszych, świadomych lektur. Jego mroczne uwikłanie w siebie i jasna strona, ta, która porządkuje i równocześnie skrywa, są ze mną od lat, wraz z postacią Anny Iwaszkiewiczowej, a ja czuje się zaszczycony takim towarzystwem”. I. Karpowicz, Miłość, Kraków 2017, s. 289.