Trud autobiografii. Konstruowanie tożsamości w rzeczywistości politycznej

Trud autobiografii. Konstruowanie tożsamości

w rzeczywistości politycznej

Chłopięce lata. Sceny z prowincjonalnego życia

Johna Maxwella Coetzee’ego

Olga Szmidt

Znalazł się nagle w zupełnej izolacji –

sam, a za jego plecami matka.

Wstępne deklaracje

Proza Johna Maxwella Coetzee’ego od lat dostarcza badaczom wielu powodów, aby odsunąć rozpoznane tereny i skłonić się ku eksploracji Nieznanego. Mogłoby się wydawać, że to kontekst historyczny i kulturowy Republiki Południowej Afryki, kraju tak odległego Europie, będzie najtrudniejszy do zbadania. Nie to jednak jest dominantą problemową. Agata Bielik-Robson pisała o Coetzee’em, że literaturą posługuje się jak:

(…) chirurgicznym narzędziem, które tnąc przez wszystkie warstwy zakłamań, dociera do pierwotnej rany i otwiera ją na nowo. To sztuka wiecznego jątrzenia – tym lepsza, im dostarczając wciąż nowych, oryginalnych środków wyrazu cierpienia, nie pozwala byśmy na nie zobojętnieli.[1]

Uznać to można zarówno za cechę wyróżniającą, jak i warunkującą pisarstwo Coetzee’ego, który, jak głosi werdykt komitetu noblowskiego:

(…) in innumerable guises portrays the surprising involvement of the outsider.[2]

Przedmiotem zainteresowania tego artykułu są Chłopięce lata. Sceny z prowincjonalnego życia – książka w dorobku Coetzee’ego niezwykła, otwierająca autobiograficzną trylogię. Interpretacja, którą spróbuję przedstawić, nie ma ambicji, aby wyczerpać zakres problemów stawianych w utworze, a jedynie rozważyć kilka spośród nich – wszystkie można objąć w krąg tematów oscylujących wokół zagadnienia tożsamości. Pierwsza część jest niemal w pełni poświęcona wypowiedziom teoretycznym i metaliterackim – konieczne jest tu osiągnięcie pewnej klarowności – a dopiero kolejne stanowią interpretację powieści. Posiłkując się szkicami teoretycznymi w zdecydowanej większości dotyczącymi autobiografii, akcent kłaść będę na to, co Derek Attridge, najważniejszy komentator twórczości Coetzee’ego, wielokrotnie nazywał jednostkowością literatury[3], a więc na to, co w tym utworze wyjątkowe, nie zaś powtarzalne i kontynuujące tradycję. Świadomie odsuwam tu perspektywę psychoanalityczną, której przyjęcie bez wątpienia przyniosło by wiele pożytków interpretacji. Aby jednak problemy z tego zakresu prześledzić w dostatecznym wymiarze, tekst musiałby się rozrosnąć do rozmiarów, na które nie mogę sobie tu pozwolić.

Możliwość konfesji

Jeżeli spojrzeć na twórczość Coetzee’ego w szerokiej perspektywie, okaże się, że – w przeciwieństwie do dziesięcioletniego Johna[4] – większość bohaterów jego powieści to ludzie starzy. Problem starości jest bowiem jednym z tematów-obsesji podejmowanych przez pisarza na wiele sposobów: od figury wyklętego intelektualisty (Hańba), przez kalekiego emerytowanego fotografa (Powolny człowiek), po umierającą kobietę (Wiek żelaza). Co ciekawe, odkrywanie motywów autobiograficznych w jego pisarstwie zwykło odgrywać rolę jedynie interpretacyjnego suplementu. Częściej, o ile można w tym przypadku problem rozdzielać i stopniować, pojawia się przekonanie o funkcjonowaniu w utworach osobistego głosu autora, którego użycza swoim bohaterom. Jednak, jak pisze Derek Attridge:

The characters through offers him no hint of a personal authorial presence. the characters through whose consciousness the narrative is relayed, whether they are represented in the first of third person, occupy the entire affective and axiological space of the fiction.[5]

Usuwając się w cień, narrator (narratorzy?) powieści Coetzee’ego stara się dawać jak największą niezależność myśli swoim bohaterom. Wydaje się, że w przypadku prozy autobiograficznej rzecz winna wyglądać zgoła inaczej: narrator powinien być jednocześnie bohaterem (to przecież odróżnia biografię od autobiografii), który gra jednoznacznie główną rolę. Kłopoty z klasyfikacją Chłopięcych lat, a więc utworu autobiograficznego pisanego w trzeciej osobie w czasie teraźniejszym, nie wchodzą w zakres problemów wyłącznie - grzeszącej pedanterią - genologii. Pytania, znów idąc tropem wyznaczonym przez Attridge’a[6], czy w takich warunkach konfesja jest możliwa, jaką pozycję zajmuje czytelnik[7] i kto nim właściwie jest (narrator, autor, czytelnik empiryczny?), przekształcają się bowiem w mgnieniu oka w zagadnienia etyczne, moralne, problemy pamięci, tożsamości, odsyłają do kontekstu kulturowego i społeczno-politycznego.

Attridge pisze także:

If anyone is to take responsibility for judgments on the boy of Boyhood, it is the reader, and the reader is thus implicated in the ethical web spun by the work.[8]

Autor wciąga tym samym czytelnika w niebezpieczną grę, w której sam nie chce pełnić roli rozstrzygającej instancji. Ma nią być czytelnik, który, jeśli zechce, może osądzać bohatera. Okazuje się jednak, że nie sposób tego uczynić, nie wahając się, czy nie najwłaściwsze jest wykorzystanie metody – tak chętnie wykorzystywanej przez Coetzee’ego – samozaprzeczania sądowi. Ten bowiem, gdy wybrzmiewa, okazuje się chybiony i domaga się swojego podważenia.

Aby nieco rozjaśnić choć kwestię podstawową, a więc, czym w istocie są Chłopięce lata, przywołać należy termin samego autora, a więc autrebiography. Termin, który dosłownie oznacza biografię innego czy też inną biografię, odsyła w sposób oczywisty także do pojęcia autobiografii. Wniosek, że jest to zatem własna historia widziana oczami innego, pozwala odsunąć aporię, lokowaną w pewien sposób na zewnątrz dzieła literackiego[9]. W tym świetle zrozumiały staje się chłodny dystans narratora, jego racjonalizm i zaskakująca spójność opowieści[10].

Dwanaście lat przed publikacją Chłopięcych lat, Coetzee oddał się wnikliwej lekturze klasycznych dzieł autobiograficznych – autorstwa Tołstoja[11], Rousseau i Dostojewskiego. W rozdziale dotyczącym Notatek z podziemia Dostojewskiego – najbliższego mu bodaj z tej trójki[12] – po rozważaniach dotyczących szczerości i masek bohatera, autor Hańby stawia tezę, że gdy opowieść jest bardzo spójna, nie sposób orzec, czy wyznanie jest prawdziwe, a tylko „zewnętrzna prawda” mogłaby to zweryfikować, o ile byłaby nam dostępna.[13] Georges Gusdorf w szkicu o autobiografii, patrząc z na problem z nieco innej perspektywy, pisał:

Znaczenia autobiografii należy więc szukać poza prawdą i fałszem, tak jak je pojmuje naiwny zdrowy rozsądek. (…) Czy to fikcja, czy oszustwo, wartość artystyczna pozostaje rzeczywista; niezależnie od zafałszowania trasy i chronologii potwierdza się pewna prawda, prawda człowieka, obraz siebie i świata (…)[14]

Przenosząc punkt ciężkości z problemu prawdziwości autobiografii na jej wartość estetyczną, badacz proklamuje jednocześnie istnienie uniwersalnej prawdy o człowieku. Podobnym tropem idzie także Coetzee, pisząc już we wstępnych rozważaniach o autobiografiach:

Możemy jednak wyznaczyć typ literatury autobiograficznej, który nazwiemy wyznaniem, odmiennym od pamiętnika oraz apologii, i charakteryzujący się zasadniczym dążeniem do przekazania istotnej prawdy o sobie.[15]

Z przekonań obu autorów wyłania się założenie autobiografii: potrzeba prezentacji wyjątkowości, która uzasadnia czynienie siebie tematem opowieści. I właśnie poczucie wyjątkowości, które jest przecież podstawą konstruowania jednostkowej tożsamości, stanie się dla Johna Coetzee’ego – bohatera Chłopięcych lat – prawdopodobnie najważniejszym doświadczeniem.

Ostatnie w tej części zagadnienie, to kwestia możliwości samopoznania poprzez autobiografię, a więc jednocześnie pytania o znaczenie i skutki konfesji, tak, jak ją rozumie Coetzee. Paul de Man rzecz określa w charakterystyczny dla siebie sposób:

Autobiografia jest więc interesująca nie dlatego, że jest wiarygodnym świadectwem samopoznania – bo nim nie jest – lecz dlatego, że wyjątkowo jasno dowodzi niemożności zamknięcia w jakąś całość (czyli niemożności powstania) żadnego z takich systemów tekstu, na które składają się tropologiczne podstawienia.[16]

Czy jednak niemożność scalenia będzie w przypadku omawianego tekstu najistotniejsza? A co za tym idzie, czy problem identyczności podmiotu piszącego i opisywanego będzie w ogóle podejmowany? Wskazany wcześniej termin autrebiography idzie poniekąd w poprzek tez de Mana – z jednej bowiem strony osobność podmiotów jest konstytutywna dla teorii Coetzee’ego, z drugiej zaś niemożność scalenia przyjmuje z całym jego dobrodziejstwem, nie uważając jej za decydującą o zaniechaniu realizacji projektu przeszkodę. Jeśli zgodzimy się z rozpoznaniem Gusdorfa, że

Autobiografia jest drugim odczytaniem doświadczenia, prawdziwszym niż pierwsze, ponieważ polega na jego uświadomieniu. (…) Przejście od bezpośredniego przeżycia do świadomości we wspomnieniu, które dokonuje pewnego rodzaju ponownego przeżycia tego przeżycia, wystarcza, by zmienić jego znaczenie.[17]

to uznać należałoby, że Chłopięce lata, z ich specyficzną narracją, są niebywale autentyczne - nie dość, że nie markują niezmienności podmiotu, to nie wikłając się w ograniczenia gatunkowe, skupiając uwagę czytelnika na wyjątkowości opowieści.

Przestrzenie samostanowienia

Sławomir Masłoń o Chłopięcych latach pisze:

(…) podczas gdy nowożytna literatura autobiograficzna ma zwyczaj koncentrować się na dzieciństwie i tam poszukiwać klucza do tożsamości autora (…), Coetzee pomija ten, uważany za najważniejszy, okres i zaczyna swoje wspomnienia od momentu, gdy ma już dziesięć lat. Jest to w pewien sposób uzasadnione – Chłopięce lata rozpoczynają się od „upadku”, zerwania ciągłości, „wygnania” ze szczęśliwej krainy dzieciństwa.[18]

I jest tak rzeczywiście. Nie dość bowiem, że opowieść traktuje o świecie po przeprowadzce, którą chłopiec postrzega jednoznacznie negatywnie:

Właśnie przez Malana musieli się wyprowadzić z domu w Rosebank, który chłopiec tak tęsknie wspomina, domu z wielkim zapuszczonym ogrodem, wyposażonego w obserwatorium ze sklepionym dachem i dwie piwnice, a on sam musiał rozstać się ze szkołą podstawową w Rosebank i z tamtejszymi kolegami, aby przyjechać do Worcester. (…) W Worcester praca ojca nie ma nazwy.[19] [20]

to jeszcze wtedy zaczynają się wszelkie kłopoty. Przeprowadzka jest w istocie zmianą przestrzeni społecznej, nie zaś przestrzeni rodzinnej, i to ona staje się katorgą dla chłopca. To tu, w Worcester, absolutnie spolaryzują się światy chłopca, tu odkryje „nienormalność” swojej rodziny, tu też „wstyd” zaistnieje na stałe w jego słowniku. Już na jednej z pierwszych stron czytelnik otrzymuje porażające wyznanie:

Wszystko, co przeżywa w Worcester, tak w domu, jak i w szkole, utwierdza go w przekonaniu, że dzieciństwo to jedynie czas zaciskania zębów i znoszenia przeciwieństw losu.[21]

Jest to prawdopodobnie jeden z niewielu punktów zbieżnych tych dwóch światów – uczucia chłopca, który w żadnym z nich nie może poczuć się bezpieczny czy, jakkolwiek banalnie to może brzmieć (warto mieć jednak w pamięci, że mówimy o dziesięciolatku), szczęśliwy. Pomijając jedną z niewielu wspólnych „płaszczyzn”, na których dwie rzeczywistości się spotykają, podział jest absolutny. Polaryzacja światów jest bardzo tradycyjna. Przestrzeń publiczna, a więc ta do której przypisać można szkołę, w której chłopiec kontaktuje się z wieloma grupami etnicznymi, religiami, a także podlega, mówiąc po Foucaultowsku, mikrofizyce władzy[22]. Kolejny raz przywołując formułę komitetu noblowskiego – „przedziwne uwikłanie outsidera” ujawnia się w silnie zhierarchizowanym świecie. Świat prywatny natomiast identyfikowany jest z domem, matką i farmą. Warto jednak rozważyć znaczenie tych przestrzeni łącznie. Kluczowe dla takiej decyzji jest rozpoznanie, że „nienormalność” rodziny Johna decyduje o jego losach w szkole. Nie eliminuje to jednak – jak można sądzić – założenia, że szczególność projektu Coetzee’ego polega także na tym, iż rodzina nie reprodukuje systemu władzy publicznej.

Prostodusznie można by sądzić, że w przypadku dziesięcioletniego chłopca, rozdzielenie świata szkoły od świata rodziny nie jest możliwe, ale w tym przypadku:

Życie, które prowadzi w szkole, trzyma przed nią w ścisłej tajemnicy. Postanawia, że matka niczego się nie dowie prócz tego, co wyczyta ze świadectwa na koniec roku, ono zaś ma być nienaganne. (…) Póki świadectwo pozostanie bez zarzutu, matka nie będzie miała prawa o nic pytać. Taką sam ze sobą zawiera umowę.[23]

Nieprzenikalność tych światów prowadzi do absolutnego osamotnienia Johna w zmaganiu ze szkolną rzeczywistością, nad którą nie sposób przejść do porządku dziennego. System kar nie jest wyszukany. Wyszukane są jednak sposoby ich wymierzania, w których dzieci odnajdują odzwierciedlenie charakterów karzących. Chłosta nie jest w szkole podstawowej w Worcester wyjątkowo okrutnym procederem – jest postrzegana jako naturalna kolej rzeczy. Z tym właśnie wiąże się problem Johna:

Jeśli kiedyś nauczyciel wywoła go i zechce zbić, rozegra się tak upokarzająca scena, że już nigdy nie będzie mógł pójść do szkoły i w końcu pozostanie mu tylko samobójstwo. (…) Nigdy nie był bity i strasznie się tego wstydzi. (…) Czuje, że ma pewien defekt. Wydaje mu się, że coś w jego wnętrzu pomału pęka: jakaś ściana, błona. Usiłuje jak najszczelniej zatrzasnąć się w sobie, żeby zapanować nad tym pękaniem. Zapanować, a nie zatrzymać je, to bowiem jest niewykonalne.[24]

Pozorne szczęście chłopca, a więc niezaznawanie ani w domu, ani w szkole kar cielesnych, jest jego największym utrapieniem, przyczyną obezwładniającego wstydu i impasem, z którego nie potrafi wybrnąć. Nie to jest jednak wyłącznym powodem wstydu chłopca, który:

wprawdzie lubi chodzić w butach, wypożyczać książki z biblioteki i opuszczać lekcje, ilekroć zdarzy mu się przeziębić (a to wszystko wyróżnia go spośród reszty chłopców), zarazem jednak czuje do matki urazę, że nie wychowała normalnych dzieci i nie narzuciła im normalnego trybu życia.[25]

Delikatność chłopca jest powodem upokorzeń, choćby wtedy, gdy jako jedyny cierpi katusze z powodu chodzenia boso. Wstyd bohatera nie jest przywoływany jednak zgodnie z tradycją autobiograficzną, aby go natychmiast spożytkować. Współczucie czytelnika może być tylko tymczasowe. Bohater nie jest bowiem jedynie stroną doznającą cierpienia. Otóż bywa stroną zadającą, z chłodem zawodowego kata, ból:

Kiedy natrafili na łuszczarkę do kukurydzy, namówił brata, żeby wsunął dłoń w lejek, do którego wrzucano kolby. Gdy młodszy posłuchał, starszy zakręcił korbą. Nim ją zatrzymał, przez chwilę czuł, jak maszyna miażdży drobne kostki palców. (…) Chłopiec nigdy nie przeprosił brata i ani razu nie czyniono mu wyrzutów za to, co zrobił. Wciąż jednak przytłacza go ciężar tego wspomnienia.[26]

Inaczej niż w przypadku Rousseau, jak wskazuje sam Coetzee[27], autodemaskacja nie służy pozyskaniu sympatii i aprobaty czytelnika. Jak pisze o tym właśnie epizodzie Attridge[28], spodziewaliśmy się usprawiedliwienia bądź oceny tego czynu, uniemożliwia to jednak czas teraźniejszy, nie pozwalający narratorowi na jednoznacznie krytyczny dystans.

Problemy chłopca nie dotyczą tylko bólu i okrucieństwa napotykanego na każdym kroku. Jerzy Jarniewicz pisał:

„Chłopięce lata” opowiadają wiele historii, ale kto wie, czy nie najciekawszą jest opowieść właśnie o tym, jak tożsamość chłopca z mieszanej narodowościowo rodziny, noszącego burskie nazwisko, ale angielskie imię, kształtuje się w konfrontacji z przedstawicielami tych różnych społeczności.[29]

Bohater pogardza Afrykanerami, których uważa za ociężałych. Na podstawie cech grup etnicznych, określa swoje, odróżniające go od nich – jak chce sądzić – wyraziście. Nie identyfikuje się z żadną z rozpoznanych zbiorowości, w żadnej też, jako mieszaniec, nie jest przyjmowany z otwartymi ramionami. Wszystko, co budzi w nim odrazę, odrzuca jako to, co nie pozwoliłoby się uzgodnić z wyobrażeniem na temat samego siebie. Siebie bowiem chłopiec uważa, a jest to według niego wybór absolutnie wolny i niezależny od nikogo i niczego, za Anglika. Idzie tym samym na przekór wszelkim typom tożsamości konstytuowanym na podstawie pochodzenia etnicznego. Idealizowani Anglicy są dla niego jednocześnie sposobem ucieczki od świata, który stoi na przeszkodzie realizacji jego tożsamościowego projektu. Co znaczące, rzeczywistość jest w jego ocenie nieznośna, razi go nawet, a może: przede wszystkim, estetycznie. Jego wewnętrzna wyniosłość – „na zewnątrz” zachowuje daleko idącą powściągliwość – ukazuje się także w kontakcie z Mulatami, lokowanymi w najniższych warstwach systemu niemal kastowego, w którym już tylko tubylcy (związek z ziemią nie jest tu decydującym czynnikiem warunkującym pozycję społeczną) są niżej od nich. Z Mulatami wiąże się jednak wiele zabobonów, którym - kapryśnie i niekonsekwentnie – hołduje matka Johna:

Okazuje się, że zwyczaj nakazuje stłuc naczynie, z którego pił Mulat. Chłopiec jest zdumiony, że rodzina matki, niewierząca w nic innego, wierzy akurat w ten dogmat[30].

Pozycja poniżanych grup, każe Johnowi określać się wobec nich. Zajmowanie neutralnego stanowiska możliwe jest tylko w niewielkim stopniu, który zapewnia osobliwy eskapizm chłopca. Bywa jednak, że on sam dochodzi do takich – jakże różnorodnych – wniosków:

[w baśniach] Trzeci brat jest dobry, uczciwy i odważny w przeciwieństwie do najstarszego i średniego – aroganckich, nielitościwych pyszałków. W zakończeniu opowieści trzeci brat zdobywa książęcą koronę, a tamci dwaj okrywają się hańbą i zostają odprawieni. Są ludzie biali, są Mulaci i są też tubylcy; ci ostatni zajmują najniższe miejsce, otoczeni największą pogardą. Analogia jest oczywista: tubylcom przypadła rola trzeciego brata.[31]

Ale gdzie indziej pojawia się znów – dobrze znany chłopcu – wstyd:

(…) tamten jest w dodatku Mulatem, a to znaczy, że nie ma pieniędzy, mieszka w byle jakiej norze i chodzi głodny (…) w każdych zawodach wymagających szybkich stóp lub zręcznych dłoni, ten chłopak, będący dla niego żywym wyrzutem sumienia, zarazem z wielu względów mu podlega w sposób tak żenujący, że chłopiec wzdraga się i wije, nie chcąc już patrzeć na tamtego mimo jego urody.[32]

Zatem z jednej strony, problem ustosunkowania się do innych ras, każe mu tworzyć baśniowe interpretacje, co pozwala mu w pewien – dość prosty, ale może dzięki temu skuteczny – sposób odsunąć rzeczywistość, z drugiej zaś, ten sam problem prowadzi do niemożności nawiązania jakiegokolwiek kontaktu. Fascynacja kształtami chłopców jest jedynie cielesna, lecz niesie ponurą konstatację:

Spostrzega, że dzieci Afrykanerów są prawie takie same jak dzieci Mulatów – nie mają przewrócone w głowach, żyją bezmyślnie, biegając samopas, a po osiągnięciu pewnego wieku, psują się i obumiera w nich całe piękno.[33]

Chłopiec dystansuje się wobec nich, nie czuje z nimi żadnych związków, mimo iż jego pochodzenie jest afrykanerskie. Cytowany wcześniej polski badacz pisze:

Jest jedna rzecz, której chłopiec boi się nawet bardziej [od chłosty – przyp. O.S.]. To przymusowa patriotyczna edukacja wszystkich dzieci o afrykanerskich nazwiskach, czym od jakiegoś czasu grozi nacjonalistyczny rząd. Wojujący Afrykanerzy to w rodzinie chłopca symbol prymitywizmu i głupoty, dlatego identyfikuje się on z angielskością, która jest dla niego uosobieniem wyższości duchowej i cywilizacyjnej.[34]

Przerażenie chłopca tłumaczyć można obawą przed odgórnym przypisaniem do grupy społecznej, do której czuje odrazę. Sfera absolutnie wolnych wyborów, która jest dla niego zabezpieczeniem i warunkiem tożsamości, byłaby wtedy zaburzona i w końcu zniszczona.

Jego decyzje o przynależności do konkretnych grup rozciągają się na inne obszary. W szkole zobowiązany jest do określenia swojej religii:

W tamten fatalny ranek postanowił zostać rzymskim katolikiem, bo mu się to kojarzyło z Rzymem, Horacjuszem i jego dwoma towarzyszami (…). A teraz stopniowo dowiaduje się od innych małych katolików, kim naprawdę jest rzymski katolik.[35]

Kolejny wolny wybór niesie za sobą jednak znacznie poważniejsze konsekwencje. Chłopiec jest ciągle zaczepiany przez katolików i zmuszany do odpowiedzi, mających dać prawdziwy obraz jego wiary, nie bierze pod uwagę jednak zmiany decyzji:

Ale za daleko już się zapędził, nie ma odwrotu. Jeśli powie „pomyłka, właściwie jestem chrześcijaninem”, okryje się hańbą.[36]

Ponownie zatem hańba i wstyd stają się kołem napędowym jego działania. Chłopiec, mimo nieokreśloności swojej tożsamości – nie jest przecież ani katolikiem, ani Anglikiem, ani Afrykanerem – posiada imponujący upór w dążeniu do wybicia się na niezależność. Jego skryte protesty nie dają jednak satysfakcji, nie pokonują, jak pisał Jarniewicz, „amorficzności chłopięctwa”. Coetzee w Doubling the Point mówi w finale jednego z wątków mówi:

By the age of twelve he has a well-developed sense of social marginality.[37]

Zaskakujący wydaje się fakt, że chłopiec nie jest w zasadzie marginalizowany według klucza ustalanego przez system apartheidu – będącego oczywiście tak czy inaczej przyczyną procesów przynoszących takie efekty – ale przez kolegów, którzy dostrzegają jego „nienormalność”. Tę diagnozę chłopiec zresztą stopniowo interioryzuje; poddaje się mechanizmom wtłaczającym go do kręgu tak określonego. Jest więc John wykluczony nie ze względu na grupę, do której przynależy, ale ze względu na swoją jednostkową tożsamość, którą tak pieczołowicie kultywuje. Najmocniej wybrzmiewa to, gdy – konsekwentnie stosując mowę pozornie zależną – narrator przedstawia przemyślenia chłopca:

Wie, że jest kłamczuchem, że jest zły, nic jednak nie robi, żeby się zmienić. Nie zmienia się, bo nie chce. (…) Gdyby przestał kłamać, musiałby sam sobie czyścić buty, uprzejmie się wyrażać i robić wszystko to, co robią normalni chłopcy. Przestałby wtedy być sobą. A gdyby już nie był sobą, po co miałby dalej żyć?[38]

Poczucie, że własna tożsamość jest warunkiem istnienia, w tak nieludzkim i okrutnym świecie, jest czymś bez wątpienia zaskakującym. Samoświadomość i przekonanie o własnej „nienormalności” nie prowadzi zatem do decyzji o unifikacji i zmianie dotychczasowej postawy. Co ciekawe, cytowany już Gusdorf pisze:

Jest jasne, że autobiografia nie jest możliwa w takiej sytuacji kulturowej, gdzie świadomość siebie samego właściwie nie istnieje.[39]

W opinii badacza istnieje niezaprzeczalnie silne powiązanie autobiografii i świadomości historycznej. W tym jednak przypadku nie tylko o taką samoświadomość chodzi, ale także o tę indywidualną, która każe sądzić, że „ja” nie daje się całkowicie uzgodnić z żadnym „my”. Figura samotnika, którą konstruuje i opisuje narrator, nie dotyczy jednak tylko wielkich wyborów. Chłopiec darzy na przykład skrytą sympatią Rosjan, gdy wszyscy wybierają Amerykanów:

W Worcester tylko on jeden lubi Rosjan. Ta lojalność czyni z niego całkowitego odmieńca.[40]

Sympatia ta ukonstytuowana jest niemal wyłącznie na pochodzeniu imienia matki, wydaje się być jawnie przekorna i zaczepna. Okazać może się zatem, że nie wybór sam w sobie jest istotny, ale cel, który mu przyświeca, a więc deklaracja, nawet wobec siebie samego, niezgody na to, co powszechnie obowiązujące. Wiąże się to ściśle z diagnozą Jerzego Jarniewicza:

„Chłopięce lata” ukazują tożsamość jako kwestię wolnego wyboru i świadomych decyzji pozwalających młodemu człowiekowi wiązać ze społecznościami, które ceni, i odcinać się od tych, do których na mocy prawa jest przypisany.[41]

Odmawiając przyjmowania narzuconych przez apartheid modeli tożsamości, chłopiec celebruje swoje wyobcowanie, zaciskając zęby i nie decydując się na żaden z łatwych wyborów.

John zbierając najróżniejsze doświadczenia w przestrzeni społecznej, ciągle uwikłany jest w trudną sytuację rodzinną. Ta, wielokrotnie określana mianem „nienormalnej”, rodzina jest dla niego jednocześnie enklawą i przestrzenią wiecznej walki, w której wróg jest bardzo jasno określony:

Nigdy nie zdołał rozgryźć, jaką pozycję zajmuje w domu ojciec. Właściwie nie rozumie, jakim w ogóle prawem ojcu wolno z nimi mieszkać.[42]

Znienawidzony ojciec, jest dla Johna obiektem kpin. Chłopiec gardzi nim i nie stara się tego szczególnie ukrywać. Z kolei wszechobecna matka, która czyni go najważniejszą osobą w rodzinie, jest zarówno fundatorką szczęśliwych chwil chłopca, jak i wielu jego utrapień. Życie w tak ścisłej symbiozie prowadzi chłopca do wielokrotnie powracających rozważań:

Matka nie ma ani odrobiny dumy. Innymi słowy: dla niego zrobi wszystko. Chciałby, żeby była normalna. Wtedy on także mógłby być normalny.[43]

Coetzee sam mówi, że od zawsze zajmował pozycję „książątka”. W rodzinie, w której władzę sprawuje matka, a w której ojciec sprowadzony jest do roli nieudolnego żywiciela rodziny, a także powodu ostatecznego jej rozpadu, spowodowanego brakiem silnej władzy, odzwierciedlającej władzę państwową. Z tego też powodu zachodzi w umyśle chłopca pewnego rodzaju nieprzekładalność światów i, jak sam mówi, „podwójne życie”. W świecie wolnych wyborów, jaki zorganizował sobie chłopiec, tylko matka ogranicza jego suwerenność:

Matka go kocha, owszem; ale w tym właśnie sęk, że właśnie to w jej stosunku do syna jest chore, niezdrowe. (…) Pragnie umknąć spod matczynego oka. Może będzie musiał kiedyś w tym celu jej się postawić, odtrącić ją tak brutalnie, że matka, chcąc nie chcąc, wycofa się i nareszcie zwróci mu wolność. Ilekroć jednak myśli o tej chwili (…) natychmiast zalewa go fala wyrzutów sumienia. Gotów jest wtedy zrobić wszystko, byle tylko złagodzić zadany cios: pocieszyć ją, obiecać, że nie odejdzie.[44]

Totalny model miłości nie ma chyba wiele wspólnego, mimo pozorów podobieństwa (nienawiść do ojca, miłość do matki, zazdrość o brata), z freudowskim kompleksem Edypa, bowiem nie rzecz w pożądaniu, nawet nie w walce z ojcem o władzę; rzecz w poczuciu bezpieczeństwa, które daje mu matka. Uwikłanie Johna w matkę, mówiąc Gombrowiczowsko, pozwala mu jednak nie godzić się na świat, którego paradygmat nie daje się uzgodnić z jego własnym – matka daje mu wolność wyboru w każdej niemal kwestii, pozwala mu na wszystko, ze wszystkiego też skłonna jest dla niego zrezygnować. Jej słabość do syna jest przyczyną, dla której ten wielokrotnie pastwi się nad kobietą, co ta przyjmuje ze spokojem, odgrywając rolę niemal worka treningowego syna. Jej uległość jest dla niego niekończącą się możliwością testowania zarówno swoich zachowań, jak i wyborów (spośród których nie wszystkie znane są matce). Problemem jest zatem to, że matka daje mu absolutną wolność, podczas gdy inni mu jej odmawiają. W dość skomplikowany sposób matka jest więc gwarantem jego wolności, mimo że wyraziście – w ocenie syna – ją ogranicza. Ona także pozwala mu ukonstytuować przekonanie, które staje się ostatecznie niezbędną mantrą w każdej kryzysowej sytuacji:

Jesteś nietykalny, nic nie jest dla ciebie niewykonalne. Oto dwie jego właściwości, które na dobrą sprawę są jedną właściwością – chwalebną, a jednocześnie karygodną.

Ta sama diagnoza prowadzi równolegle do ponurej konstatacji:

Właściwość, która jest dwiema właściwościami, oznacza, że on nigdy nie umrze; ale czy nie znaczy to zarazem, że nigdy nie będzie żył?[45]

Nieustająca kontrola jakości życia każe mu wielokrotnie podejmować decyzje, które niosą za sobą nie zawsze pożądane konsekwencje, a także dążyć do bezwzględnej doskonałości, niemal w myśl szkolnego napisu: Per aspera ad aspra. Chłopca fascynuje doskonałość, klasyczność, niemal boskość, nawet w kształtach chłopięcych łydek poszukuje nieskazitelnego piękna. Tak wyznaczone, nieosiągalne ideały, są dla niego odskocznią – choć przecież niełatwą – od świata, w którym zmuszony jest funkcjonować. Brak akceptacji rzeczywistości wiąże się także ze stosunkiem dorastającego chłopca do zwierząt. Sceny, które z masochistyczną zachłannością ogląda odciskają na nim nieporównywalne z niczym piętno. Po drastycznych opisach zabijania owiec, mówi krańcowo powściągliwie:

O tych scenach nie da się rozmawiać.[46]

Świadomość, która rodzi się w chłopcu, nie daje mu spokoju. Powraca podczas zakupów w sklepach mięsnych, w rozmowach z matką, wreszcie w postrzeganiu zwierząt. Istotne wydaje się także, że miejscem, w którym przygląda się tak drastycznym scenom, jest farma. Miejsce to dla Johna szczególne:

Chłopiec ma dwie matki. Urodził się dwukrotnie: raz z łona kobiety, drugi raz z farmy. Ma dwie matki i ani jednego ojca.[47]

Brak ojca, a więc pozostawanie bez symbolicznej władzy, niewiele jednak będzie miało wspólnego z omawianym problemem. Istotniejsze wydają się uczucia, którymi darzy farmę, a która staje się, w pewnym obszarze, miejscem utrapienia. Okazuje się zatem, że nawet w przestrzeniach najbardziej oswojonych na co dzień czai się to, co najbardziej przerażające. Henryk Siewierski pisze:

Zdolność takiego utożsamienia się ze zwierzęciem jest żywa u dziecka, a świat dorosłych, nie zawsze bez dozy hipokryzji, na różne sposoby ją u niego stymuluje. Wiemy, że i dziecko potrafi być okrutne (…), ale w przeciwieństwie do świata ludzi dorosłych na ogół nie jest na los zwierząt obojętne i nie bez powodu, dopóki możemy, ukrywamy przed dzieckiem trudną prawdę o ich losie.[48]

Wrażliwość na cierpienia zwierząt, które jako jeden z ważniejszych tematów prozy Coetzee’ego, najwyraźniej wybrzmią w Elizabeth Costello. Tu czytelnik ma okazję być świadkiem rodzenia się światopoglądu, który nie godzi się na bestialskie traktowanie zwierząt. To, że John coraz wyraźniej opowiada się po stronie cierpiących istot, może też być świadectwem rozciągania swoich doświadczeń na świat zwierząt, jak również ostateczną niezgodą na jakąkolwiek przemoc stosowaną wobec słabszych i bezbronnych[49]. Sprzeciw dziecka wobec cierpienia i śmierci wyrażony jest, z obezwładniającą prostotą, w chwili śmierci psa matki:

Chłopiec pomaga jej pochować Kozaka zawiniętego w koc. Kładą go w dole wykopanym w glinie w najniższej części ogrodu. Nad grobem syn stawia krzyż z wymalowanym imieniem „Kozak”. Nie chce już więcej mieć psów, skoro muszą one tak umierać.[50]

Przerażenie i niezgoda na śmierć powracają echem w ostatnich zdaniach utworu, po śmierci ciotki, gdy chłopiec zastanawia się:

Od myślenia jest już tylko on sam. Jakże utrzyma to wszystko we własnej głowie, wszystkie książki, wszystkich ludzi, wszystkie opowieści? A jeśli on ich nie spamięta, to kto?[51]

Skonstatować można to chyba tylko w jeden sposób: bez pamięci nie mogłaby powstać taka tożsamość, a bez takiej jednostkowej wrażliwości, nie mogłaby funkcjonować taka pamięć. Powracamy więc do punktu wyjścia, a więc autobiografii, której bezwzględnym warunkiem istnienia jest przecież zachowywanie pamięci o zdarzeniach. Jean Starobinski wskazywał, że narracja trzecioosobowa w autobiografii prowadzi do uwypuklenia nie osoby, lecz zdarzeń[52]. To przesunięcie akcentu ukazuje też, jakie znaczenie nadaje zdarzeniom Coetzee, bo przecież w takim świecie, mówiąc banalnie, nic neutralnego się nie zdarza.

Ostatnie spostrzeżenia

Elizabeth Costello, wspominając dramatyczne przeżycia, deklaruje:

Przez pół stulecia wspomnienie zaległo w niej niczym jajko, którego skorupka nigdy nie pęknie i z którego nigdy nic się nie wykluje. Dobrze jej z tym, sprawia jej przyjemność to milczenie, milczenie, które zachowa aż do grobu.[53]

Przekonanie, że są zdarzenia, do których nikt poza tym, kto brał w nich udział, nie ma prawa dostępu, wychodzi naprzeciw każdej autobiografii. Nikt bowiem nie daje, a trudno przyjmować, że ktokolwiek chciałby ją rzeczywiście uzyskać, gwarancji pełni i prawdziwości opowieści o sobie samym. Przyjmując, za Janetem Gunnem, tezę, że jest to za każdym razem rodzaj „transcendentalnego voyeryzmu”[54], musimy mieć na uwadze dwa fakty: to, co podejrzane, nie zawsze może być opowiedziane i to, co opowiadane nie jest takie samo, jak to, co podejrzane. W istocie celowa struktura autobiografii, nawet jeśli podejmuje polemikę z tradycją, zakłada wiarę w autentyczność opowieści. Podobnie rzecz wygląda w przypadku tożsamości, która ciążąc ku kreacji, tu trzeba przyznać rację Paulowi de Manowi, wymyka się kryterium prawdziwości. Czy zatem Coetzee mówi prawdę w Chłopięcych latach? Absurdalność tego pytania każe nam je zastąpić, niemal retorycznym: w jaki sposób Coetzee przedstawia prawdę o uwikłaniu outsidera w Chłopięcych latach?

BIBLIOGRAFIA

Attridge D., Confessing in the Third Person, w: idem, J.M. Coetzee and the Ethics of Reading, Chicago 2004, s. 138-161.

Bielik-Robson A., „Dziennik”, 6 VI 2006.

Coetzee J.M., Atwell D., Autobiography and Confession, w: idem, Doubling the Point. Essays and Interviews, Harvard 1992, s. 249-295.

Coetzee J.M., Chłopięce lata. Sceny z prowincjonalnego życia, przeł. M. Kołbukowski, Kraków 2007.

Coetzee J.M., Elizabeth Costello, przeł. Z. Batko, Kraków 2006.

Coetzee J.M., Wyznania i podwójne myśli: Tołstoj, Rousseau, Dostojewski, „Znak” 2007, nr 12, s. 90-136.

Czaja D., Zło obsceniczne, w: idem, Lekcje ciemności, Wołowiec 2009, s. 170-206

Gusdorf G., Warunki i ograniczenia autobiografii, przeł. J. Barczyński, w: Autobiografia, red. M. Czerwińska, Gdańsk 2009, s. 19-46.

Gunn J.V., Sytuacja autobiograficzna, przeł. J. Węgrodzka, w: Autobiografia, red. M. Czerwińska, Gdańsk 2009, s. 145-168.

Jarniewicz J., Chłopięce lata, Coetzee J.M., „Gazeta Wyborcza” 23 IV 2007.

Man P. de, Autobiografia jako od-twarzanie, przeł. M.B. Fedewicz, „Pamiętnik Literacki”, 1986, z. 2.

Masłoń S., Edukacja resentymentalna, w: idem, Coetzee. Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2009, s. 7-34.

Sak A., J. M. Coetzee – mapa twórczości, „Znak” 2007, nr 12, s. 14-27.

Siewierski H., Po stronie wszelkiego cierpiącego stworzenia, „Znak” 2007, nr 12, s. 65-73.

Starobinski J., Styl autobiografii, przeł. W. Kwiatkowski, w: Autobiografia, red. M. Czerwińska, Gdańsk 2009, s. 83-97.

[1] A. Bielik-Robson, „Dziennik”, 6 VI 2006.

[2] http://nobelprize.org/nobel_prizes/literature/laureates/2003/index.html

[3] Taki też tytuł ma książka Dereka Attridge’a, której wprawdzie nie cytuję ani nie umieszczam w biografii, ale o którą warto mieć na uwadze rozważając problemy twórczości – przede wszystkim, ale nie tylko – Coetzee’ego.

[4] Tu warto byłoby rozważyć, czy rzeczywiście zmienia się, względem innych powieści, typ bohatera. To, że jest to dziesięcioletni chłopiec, nie ulega wątpliwości, jednak jego świadomość, a także cechy osobowości, dają wiele powodów by sądzić, że w istocie zmiana jest niewielka, a Coetzee uruchamiając topos puer senex (młodego starca), okazuje się, w konstruowaniu postaci na przestrzeni całej twórczości, absolutnie konsekwentny.

[5] D. Attridge, Confessing in the Third Person, w: idem, J.M. Coetzee and the Ethics of Reading, Chicago 2004, s. 138.

[6] Ibidem, s. 141.

[7] Bardziej właściwym określeniem, choć brzmiącym dość sztucznie, byłoby „odczytujący opowieść”, co odsłania uwikłanie czytelnika-interpretatora w tekst.

[8] D. Attridge, op. cit., s. 143.

[9] Aby to uczynić, należałoby wykorzystać klasyczną teorię prawdy. Nie sposób tego jednak uczynić: rzeczywistość dzieciństwa Coetzee’ego jest w sposób oczywisty niedostępna.

[10] Zob. J. Starobinski, Styl autobiografii, przeł. W. Kwiatkowski, w: Autobiografia, red. M. Czerwińska, Gdańsk 2009, s. 87-92.

[11] Trylogia autobiograficzna Tołstoja Dzieciństwo. Lata chłopięce. Młodość pozwala, ze znaczną dozą pewności, wskazywać na krytyczną inspirację, którą czerpał z nich Coetzee. Nie dość bowiem, że jego projekt autobiograficzny składa się również z trzech części, a autor darzy zainteresowaniem projekt Tołstoja, to tytuły książek, mimo że przesunięte, jak chciałoby się powiedzieć, na jeden tom później (po Młodości Coetzee pisze Summertime, a pomija okres tołstojowskiego Dzieciństwa) pokazują – tekst ma za sobą bardzo bogatą tradycję.

[12] Pisząc to, myślę nie tylko o wielokrotnych analizach i wypowiedziach na temat twórczości Dostojewskiego, ale także, a może przede wszystkim, o Mistrzu z Petersburga.

[13] J.M. Coetzee, Wyznania i podwójne myśli: Tołstoj, Rousseau, Dostojewski, „Znak” 2007, nr 12, s. 122-123.

[14] G. Gusdorf, Warunki i ograniczenia autobiografii, przeł. J. Barczyński, w: Autobiografia, red. M. Czerwińska, Gdańsk 2009, s. 39.

[15] J.M. Coetzee, Wyznania i podwójne myśli, s. 92.

[16] P. de Man, Autobiografia jako od-twarzanie, przeł. M. Fedewicz, „Pamiętnik Literacki” 1986, z. 2.

[17] G. Gusdorf, op. cit., s. 32.

[18] S. Masłoń, Edukacja resentymentalna, w: idem, Coetzee. Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2009, s. 8.

[19] J.M. Coetzee, Chłopięce lata. Sceny z prowincjonalnego życia, przeł. M. Kłobukowski, Kraków 2007, s. 77.

[20] Jest to argument przemawiający za tezą, że dzieciństwo bohatera mogło mieć, wbrew wielu interpretacjom, idylliczny charakter. Nie ono jest jednak przedmiotem zainteresowania narratora rozpoczynającego opowieść właśnie od wieku chłopięcego – prawdopodobnie to jest powodem wysnuwania takich interpretacji. Przełomowy charakter przeprowadzki wskazywać może w istocie na antytetyczność charakteru życia dziesięciolatka względem edenicznego dzieciństwa, nie zaś na jego brak.

[21] J.M. Coetzee, Chłopięce lata, s. 18.

[22] Dorastanie Johna ma miejsce w bardzo szczególnym momencie historycznym RPA – dojście do władzy nacjonalistów, początki realizowania polityki apartheidu.

[23] Ibidem, s. 9.

[24] Ibidem, s. 11-14.

[25] Ibidem, s. 12.

[26] Ibidem, s. 136.

[27] J.M. Coetzee, Wyznania i podwójne myśli…, s. 108.

[28] D. Atttridge, Confessing in the Third Person, s. 154.

[29] J. Jarniewicz, Chłopięce lata, Coetzee J.M., „Gazeta Wyborcza” 23 IV 2007.

[30] J.M. Coetzee, Chłopięce lata, s. 178.

[31] Ibidem, s. 75.

[32] Ibidem, s. 71.

[33] Ibidem, s. 65.

[34] S. Masłoń, op. cit., s. 11.

[35] J.M. Coetzee, Chłopięce lata, s. 25.

[36] Ibidem.

[37] J.M. Coetzee, D. Atwell, Autobiography and Confession, w: idem, Doubling the Point. Essays and Interviews, Harvard 1992, s. 393.

[38] J.M. Coetzee, Chłopięce lata, s. 42.

[39] G. Gusdorf, op. cit., s. 21.

[40] J.M. Coetzee, Chłopięce lata, s. 33.

[41] J. Jarniewicz, op. cit.

[42] J.M. Coetzee, Chłopięce lata, s. 16.

[43] Ibidem, s. 45.

[44] Ibidem, s. 139.

[45] Ibidem, s. 128.

[46] Ibidem, s. 113.

[47] Ibidem, s. 110.

[48] H. Siewierski, Po stronie wszelkiego cierpiącego stworzenia, „Znak” 2007, nr 12, s. 72.

[49] Przyświeca temu chyba także myśl, że w świecie, w którym krzywdzeni są ludzie, a więc bez wątpienia w kraju apartheidu, zapomina się o cierpieniu zwierząt, które wydaje się mniej istotne. Temu sprzeciwia się Coetzee – uważaniu cierpienia zwierząt za problem w pewien sposób luksusowy.

[50] J.M. Coetzee, Chłopięce lata, s. 59.

[51] Ibidem, s. 187.

[52] J. Starobinski, op. cit., s. 88.

[53] J.M. Coetzee, Elizabeth Costello, przeł. Z. Batko, Kraków 2006, s. 192.

[54] J.V. Gunn, Sytuacja autobiograficzna, przeł. J. Węgrodzka, w: Autobiografia, red. M. Czerwińska, Gdańsk 2009, s. 149-150.

ABSTRAKT

Autorka artykułu przedmiotem zainteresowania czyni Chłopięce lata. Sceny z prowincjonalnego życia Johna Maxwella Coetzee’ego, stawiając tezę, że fikcjonalizacja doświadczeń w utworze jest sposobem dochodzenia prawdy o własnej przeszłości w rodzinie uwikłanej w historię i politykę kraju epoki apartheidu. Drugi, równorzędny problem to kreowanie i konstytuowanie własnej tożsamości w świecie ekstremalnie spolaryzowanym i zideologizowanym. Proponuje także rozważenie problemu radykalnego podziału dokonanego przez bohatera utworu na prywatne (dom, rodzina, farma) i publiczne (w tym przypadku niemal równoznaczne z politycznym: szkoła, religia, społeczność miasta). Praca jest też próbą przyjrzenia się zdystansowanej i zracjonalizowanej narracji (nie są to bowiem wyznania dziecka), która dotyka najbardziej osobistych doświadczeń, tu: niezwykła pozycja chłopca w domu rodzinnym, w którym władzy nie sprawuje pogardzany przez Johna ojciec, lecz matka, konfrontacje ze społecznościami dyskryminowanymi, przymus określenia tożsamości społecznej, kulturowej czy religijnej oraz wrażliwość na cierpienie zwierząt. Odrzuceniu mitu arkadyjskiego dzieciństwa jest zarówno metodą demaskacji społecznych mechanizmów rządzących RPA w latach 50., jak i próbą stawienia czoła traumie i jednocześnie nieokreśloności chłopięcych lat, mimo deklaracji, że o tych scenach nie da się rozmawiać.