Czarna żółć

Czarna żółć. Melancholia w powieści Black Bazar Alaina Mabanckou

Olga Szmidt

Duchowa wyjątkowość człowieka z natury melancholijnego bierze się stąd, że czarna żółć posiada pewną właściwość, której nie posiadają inne humory: jest charakterotwórcza.

R. Klibansky, E. Panofsky, F. Saxl, Saturn i melancholia

W transkulturowej prozie Alaina Mabanckou bardzo wyraźnie postawione są kwestie pozycji i społecznej kondycji czarnoskórych emigrantów w zachodniej Europie, kształtowania się tożsamości przybyszów z państw postkolonialnych, strategii podmiotu w niejednorodnej kulturze, która nie wpisuje się już w klasyczne modele[1], czy wreszcie skomplikowanych relacji z – upodrzędnioną pod wieloma względami – ojczyzną. Wydać może się czytelnikowi, że twórczość Mabanckou skoncentrowana jest jedynie na tych problemach, stając się tym samym jednym z wielu przykładów przewidywalnej literatury postkolonialnej. Krytyczna analiza African Psycho, Kielonka czy wreszcie Black Bazaru[2] wprowadzić może czytelnika w nie dość rozpoznane obszary[3], które próbowałam nakreślić wyżej. Bardzo istotne problemy, które uwidaczniają się, gdy przyjmiemy postkolonialną perspektywę lektury, nie wydają się jednak jedynymi godnymi uwagi. Gdy bowiem przyjrzymy się tekstowi bliżej, okaże się, że w przypadku Black Bazaru, bo właśnie tej książki dotyczy mój artykuł, kluczowe i o wiele istotniejsze wydają się kwestie związane z zagadnieniem melancholii. Nie odsuwając zatem refleksji dotyczących transkulturowości czy polityczności, które stale obecne będą także podczas rozważania innych problemów, w interpretacji powieści Mabanckou akcent kładę na kwestię szczególnej realizacji projektu podmiotowości ściśle splecionej z melancholią.

Wykorzystana w tytule pracy metafora „czarnej żółci” może wydawać się rażącym anachronizmem. Dysponujemy przecież bardzo wieloma ujęciami melancholii, nowoczesnymi interpretacjami i subtelnymi rozpoznaniami, wchodzącymi w zakres psychiatrii, psychoanalizy, filozofii czy estetyki. Odwołanie to nie jest jednak – jak się wydaje – bezzasadne. Ustalenia starożytnych medyków, które pozostawały bardzo istotne aż do XVIII wieku, i dziś nie są niegodne rozważenia (oczywiście nie w takiej formie, jak przyjmowali to przednowocześni) czy uwzględnienia w interpretacji. Wynika to z kilku powodów. Po pierwsze, jak przekonująco pisze Marek Bieńczyk w zbiorze esejów Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty:

Mity tłumaczą najwięcej w tym rebusie języków: duchowym, psychologicznym, fizjologicznym, psychiatrycznym, estetycznym, jakim jest melancholia. Mityczna teoria czarnej żółci jest niewątpliwie skondensowanym obrazem naszego bezpośredniego doświadczenia melancholii. (…) Czarna żółć pozostawała przez wieki, a może i pozostaje nadal, najpełniejszym i najbardziej uogólnionym, syntetycznym przedstawieniem istnienia pogrążonego w smutku; najdoskonalszą intuicją pierwotną.[4]

Po drugie – wskazać można na malarskie wyobrażenia melancholii[5], w których główna postać przedstawiana jest z piórem. Ten wizerunek – piszącego, którego otacza ponura aura – trwały będzie co najmniej do XX wieku i egzystencjalistów. Jeśli przypomnieć sobie także związek frazeologiczny – jakże często przecież używany – określający niektóre teksty jako „żółcią pisane”, to okaże się, że i tu doszukiwać się można przyczyn trwałości tej koncepcji. Trzecim powodem, dla którego odwołuję się do mitu czarnej żółci w kontekście Black Bazaru, są zarówno refleksje wielu postaci na temat głównego bohatera, jak i specyficzne kategoryzacje - wypływające z teorii humoralnych, fizjonomiki i tym podobnych - które ten obmyśla w oparciu o własne obserwacje. Przy tym zagadnieniu warto zatrzymać się nieco dłużej.

W Saturnie i melancholii wiele miejsca autorzy poświęcają fizjonomice, która tak znacząco wpłynęła zarówno na postrzeganie melancholików, jak i trwałość postrzegania samej melancholii w kulturze europejskiej. Piszą o tym tak na przykład:

Opisywano zatem typy ludzi – jeśli nie idealnych, to normalnych w ramach swoich predyspozycji – ze względu na proporcje, kolor włosów i oczu, rodzaj ciała i ruchów oraz, przynajmniej częściowo, cechy charakteru, ale podstawą tej charakterystyki pozostawały jakości ciepła, suchości, zimna i wilgoci.[6]

i dalej:

Teorię temperamentów nazwać można jednym z najżywotniejszych i w pewnym sensie najbardziej konserwatywnych elementów nowożytnej wiedzy.[7]

Z dalszych rozważań wyczytać można ogromną liczbę fizycznych cech melancholików[8], a także ich akcesoriów czy ubiorów. Wszystko to zwykło już być postrzegane jako kliszowe czy też stereotypowe wyobrażenia, niemające wiele wspólnego z rzeczywistością. W omawianej powieści ujęcie tego problemu nie jest jednoznaczne. Bohater przedstawia się jako wyjątkowo dobrze ubrany, szykowny i przystojny mężczyzna. Potwierdzają to wielokrotnie, często ironicznie, także inni bohaterowie. Znienawidzony sąsiad – pan Hipokrates – mówi o tym w te słowy:

- Naprawdę trzeba picować się jak do ślubu, żeby wyrzucić śmieci, hę? Ten strój musiał sporo kosztować![9]

Bohater pomawiany o powiększanie dziury budżetowej, którą on – Hipokrates – zmuszony będzie łatać, nie jest w stanie zareagować na te zarzuty, odeprzeć ich nawet na zasadzie prostej negacji. Sąsiad wielokrotnie określa go jako intruza, obcego, który bezpośrednio mu zagraża. Co bardzo istotne, jak okazuje się wielokrotnie w powieści, pozycja sąsiada w społeczeństwie niewiele różni się od tej, którą zajmuje główny bohater[10]. Różnica polega jednak na tym, że to Hipokrates jako pierwszy, a kolejność w tym przypadku wydaje się kluczowa, określił go jako obcego. Z jednej strony można by się spodziewać, że bohater może przyjąć tę opinię, uznając ją za diagnozę stanu faktycznego[11], z drugiej zaś, że zmieni to jego postawę. Nic takiego jednak się nie dzieje – Hipokrates bezskutecznie dręczy swoją ofiarę, obarczając ją winą za niemal całe zło, które dostrzega we Francji. Wiedza, którą posiada i wzrok, którym potrafi osaczać, skłania narratora do takich na przykład refleksji:

Nie wiem, skąd czerpie wiedzę, że o miesiąc spóźniłem się z czynszem albo że nie ubezpieczyłem kawalerki u jego agenta, który ma biuro na końcu ulicy. Nie mówiąc o tym, że skarży się na hałas i smród, kiedy wraz z przyjaciółmi przyrządzamy jedzenie i słuchamy muzyki z naszego rodzinnego kraju, by choć trochę zapomnieć o troskach życia codziennego. On nie wie, co to nostalgia.[12]

Tu wypada rozważyć kilka kwestii. Najistotniejsze wydają mi się refleksje sąsiada dotyczące wrażeń, jakie wywołują w nim towarzyskie spotkania w pobliskim mieszkaniu. Przywołać tu warto Zygmunta Baumana, który w tekście o czystości w epoce ponowoczesnej pisze:

Jeśli „brudem” jest ten składnik rzeczywistości, dla którego nie przewidziano miejsca w zaprowadzonym porządku (…) tedy Obcy jest takiego właśnie „brudu” wcieleniem. Nieprzypadkowo opinia miejscowa z reguły pomawia obcych o niechlujstwo, zaśmiecanie okolicy, brak higieny osobistej. Nie dziw, że ludność „tubylcza” wszystkich epok i terenów porównywała samozwańczych sąsiadów do robactwa i zarazków. (…) zwalczanie obcych równa się obronie zdrowego ciała przed nosicielami zarazy.[13]

Dokładnie tak problem wygląda w cytowanym wyżej fragmencie powieści. Obcość, którą diagnozuje sąsiad, utożsamiana jest przez niego automatycznie z nieczystością. Bohater przyjmuje też (zaskakujące jak dosłownie) strategię zagrożonego insekta – umyka przed sąsiadem, chowa się, stara bezszelestnie poruszać na klatce schodowej, unikając za wszelką cenę jego wzroku. Wiąże się to także z innymi problemami utworu – stroniący od konfrontacji bohater (sam mówi o tym wprost) nie chce i nie może zdobyć się na otwartą dyskusję[14], która, co trzeba przyznać, prawdopodobnie nie zmieniłaby zbyt wiele. Jego postawa jest także wynikiem stanu, w jakim się znajduje. Warto jednak jeszcze na moment wrócić do polityczności. Pragnienie czystości czy wręcz przejrzystości, jakie wielokrotnie wyraża Hipokrates, wpływa także na postrzeganie kwestii narodowych i społecznych. Tym razem funkcjonalny okaże się fragment Transkulturowości… Wolfganga Welscha, który, podobnie jak Edward Said, wskazując, że żadna z kultur nie może być idealnie czysta, mówi także, że:

(…) dzisiejsze kultury znamionuje proces hybrydyzacji. Dla każdej kultury, wszystkie inne kultury stopniowo stały się wewnętrznymi treściami lub satelitami. (…)[15]

i kilka stron dalej:

Rozróżnienie między tożsamością kulturową a narodową ma znaczenie elementarne. Przypuszczenie, że kulturowe formowanie jednostki musi być zdeterminowane przez jej narodowość i status narodowy jest przestarzałe i niepoprawne. (…) Z całą mocą należy odróżnić tożsamość cywilną od osobistej czy kulturowej, tym bardziej w państwach takich jak nasze, gdzie wolność do kulturowego określania się należy do podstawowych praw człowieka.[16]

Przerażenie wrogiego sąsiada spowodowane naruszeniem stałego ładu i hierarchii społecznej, jest z jednej strony świadectwem pragnienia tym razem społecznej unifikacji (Welsch pisze z kolei, że naturalnym odruchem jednostki jest bronienie się przed kulturowym ujednorodnieniem[17]), z drugiej zaś oczekiwania, że podmiot określi się i jednoznacznie zidentyfikuje z przypisaną sobie kulturą i narodem. Pokrzykując na głównego bohatera, sąsiad chce, aby ten wrócił do swojej ojczyzny. Co ciekawe, uważa, że zdradą jest opuszczenie rodzinnego Konga i wybranie wygodnego (cóż za paradoks) życia we Francji. Prezentowane przez niego poglądy najlepiej podsumować zdaniem, które sam wypowiada oraz okrzykiem, którym kończy inną „dyskusję”:

Powiadam panu, że kolonizacja przyniosła same pozytywy. Gdyby nie było kolonizacji, skąd wzięlibyście senegalskich strzelców? Czy wiedzielibyście, jak wygląda kolonialny kask, hę? Nie jestem takim ignorantem, jak się panu wydaje.[18]

- Wracaj do buszu, bambusie![19]

Trudno zdecydować się, czy bohater nie podejmuje dialogu z powodu osobistych trudności, melancholii, która odsunęła go od świata problemów społecznych, czy też antagonista jest na tyle prymitywny, że każda wymiana byłaby - a właściwie: jest - bezowocna. Zdystansowany, umykający człowiek jest jednak na pewno niełatwym celem ataków – jego skupienie na zupełnie innych sferach życia podważa też w ten sposób porządek. To, co wydawać by się mogło fundamentalne (kryzys ekonomiczny, spory polityczne), dla niego jest tylko przeszkodą, którą musi pokonać, aby zająć się tym, co dla niego najistotniejsze. Wracamy tym samym do melancholii.

Cytowany przeze mnie fragment, w którym eleganckie ubranie głównego bohatera staje się powodem ataku sąsiada, skłania nie tylko do refleksji o politycznym wymiarze tego „gestu”. To świadectwo dbałości o wygląd czy wręcz wizerunek nawet w codziennych sytuacjach może mówić o melancholiku coś więcej. Oznaczać może potrzebę utrzymywania kontroli nad tym, jak postrzegają go inni, czyli innymi słowy: świadomą autokreację. Wniosek ten nasuwa się oczywiście nie tylko z uwagi na przesadną dbałość o wygląd (choć może to być pierwszy trop), lecz także nieustającą potrzebę samodoskonalenia (pomocny okaże się zaprzyjaźniony pisarz), wzmożoną autorefleksję, a nade wszystko niezgodę na przyjęcie ustalonych, tradycyjnych wzorców osobowych (niemal „gotowe”, które mógłby przyjąć, to choćby: afrykański emigrant, pisarz-bumelant, lewicujący kontestator i tak dalej). Melancholik będzie i w tym przypadku stał na przeciwnym biegunie niż histeryk, mimo iż, jak pisze Michał Paweł Markowski:

Histeryk szuka pojednania ze światem, na próżno jednak. Nie tylko nie odnajdzie nigdy swojej straty (podobnie jak melancholik), ale też nie przestanie w nieskończoność inscenizować swojej rozpaczy (…).[20]

Podobne sytuacje, w jakich znajdują się podmioty zarówno histeryczny, jak i melancholijny, uwydatniać będą znaczącą różnicę pomiędzy nimi – budując znaczenie, melancholik jest bardzo powściągliwy, nie dochodzi do granic, które, jak słusznie wskazuje Marek Bieńczyk[21], przekracza histeryk. Będą to zatem autokreacje, których motywacje będą podobne, lecz ostateczny kształt należał będzie do zupełnie innych estetyk.

Narrator, a zarazem główny bohater, nosi wiele mówiący pseudonim: dla przyjaciół jest Zadkologiem. Nazywany jest tak z powodu swoich, jakkolwiek osobliwych, zainteresowań. Kategoryzacje, które prezentuje z jednej strony uwypuklają to, w jaki sposób funkcjonuje jego umysł[22], z drugiej jak wielkie znaczenie ma dla niego konkretna cecha (utraconego) obiektu pożądania. Zadkolog mówi na przykład:

To z pewnością Pierwotna Barwa pogłębiła moją fascynację tyłkami. Od chwili naszego pierwszego spotkania myślałem już tylko o tym. (…) Obecnie jestem przekonany, że tak jak w przypadku krawatów można badać psychologię istoty ludzkiej na podstawie sposobu, w jaki porusza tyłkiem. (…)[23]

Z kolei konkretne, szczegółowe „diagnozy” wyglądają zwykle tak:

Wyjaśniam też Białemu Pierrotowi, że są jeszcze inne tyłki, najgorsze, pełne zahamowań, które poruszają się tylko zrywami, podrygują jak epileptyk, potem silnik gaśnie. To tyłki z ręczną skrzynią biegów i z reguły są płaskie jak dopiero co otwarta autostrada. Takie tyłki można zobaczyć czasem u intelektualistek, które cię mamią, by w końcu stwierdzić, że muszą się zastanowić, zrobić wewnętrzny bilans i skończyć lekturę tekstu o teoriach transcendentalnych z „Krytyki czystego rozumu Kanta”…[24] [25]

Te rozważania, pomijając ich bez wątpienia humorystyczny charakter, mówią wiele o ich autorze. Pragnie on wypracować modus operandi obcowania z kobietami, a wyżej cytowane kategoryzacje mają mu w tym pomóc. Pozornie bohater nie tyle poszukuje miłości swojego życia, co pewnego typu kobiety, posiadaczki pośladków o preferowanym „charakterze”. Fetyszyzacja konkretnej części ciała, której dokonuje, nie jest tu bez znaczenia. Julia Kristeva pisze:

Czynności te [fetyszyzacje i perwersje – przyp. O.Sz.] oraz relacje z obiektami częściowymi, chroniącymi podmiot i jego obiekt przed całkowitą destrukcją, przynoszą, wraz z narcystyczną homeostazą, witalność, która przeciwdziała Thanatosowi. Depresja zostaje w ten sposób wzięta w nawias, aczkolwiek za cenę zależności, przeżywanej często w okrutnej formie (…)[26]

Stałe utrzymywanie równowagi dzięki niezobowiązującej – jak może się wydawać na pierwszy rzut oka – fascynacji damskimi pośladkami, jest jednak bardzo trudne do zrealizowania. Pierwotna Barwa, czyli jego ekspartnerka, była posiadaczką najpiękniejszych pośladków, jakie dotąd widział. Powracające z refreniczną regularnością, refleksje bohatera na ten temat świadczą więc nie tylko o jego osobistych upodobaniach, ale poważnych psychicznych procesach. Powtórzenia i enumeracje są bowiem podstawowymi i może najlepiej widocznymi, by tak tradycyjnie rzec, chwytami stosowanymi w literaturze spod znaku Saturna. Wskazuje się również wielokrotnie, że niemal istotą samej melancholii jest powtarzanie, które wydaje się nie mieć końca. Kontrowersyjne wydawać się jednak może łączenie opowieści o odchodzeniu, rozpadzie świata i traumie doświadczeń z tak jednoznacznym fetyszyzowaniem obiektu. Ponownie odpowiedź podsuwa Julia Kristeva:

Przemienność zachowań perwersyjnych i depresyjnych w aspekcie neurotycznym zespołu melancholijno-depresyjnego jest częsta. Sygnalizuje ona pojawienie się dwóch struktur wokół wspólnego mechanizmu (mechanizmu odrzucenia) różnej intensywności, które wpływają na rozmaite elementy struktury podmiotowej.[27]

Można na problemy bohatera spojrzeć nieco inaczej, głosu udzielając psychoanalizie freudowskiej. Wielokrotne powtarzanie i analizowanie problemu będzie tu pierwszym krokiem w poszukiwaniu tego, o czym pisze Zygmunt Freud w swoim klasycznym już tekście:

(…) nie można wyraźnie rozpoznać, co zostało utracone i można tym bardziej zakładać, że także i chory nie może uchwycić, co stracił. Taki przypadek mógłby mieć miejsce również wtedy, gdyby powodująca melancholię strata była choremu znana w sensie, że wiedziałby on k o g o, ale nie c o w danej osobie utracił.[28]

Dalsze poszukiwania utraconego obiektu, które stanowią właściwie większość powieści, będą już zupełnie innej natury, to jest: nie będą dotyczyły fetyszyzowanej części ciała. Pozostaną jednak nadal próbą odpowiedzenia na pytanie o to, czym jest, co oznacza i jak można znieść tę utratę. Proces, który na tej podstawie można próbować diagnozować, to tworzenie znaczącego mechanizmu metonimicznego. Bohater próbuje bowiem przekonać siebie samego, że utracił najpiękniejsze kobiece pośladki, nie zaś kobietę, która je posiadała. Jeśli uznać, że jest to z jednej strony pewien sposób wyparcia bądź łagodzenia – w dużej mierze poprzez wprowadzenie autoironicznych czy humorystycznych opisów – traumatycznych doświadczeń, z drugiej zaś początek podkreślania wielopoziomowej fascynacji obiektem (rozpoczęcie od cielesności nie wydaje się tu niczym nieodpowiednim) i, mówiąc słowami Marka Bieńczyka, jest

mnożeniem kolejnych obrazów braku i straty[29],

to okaże się, że mamy do czynienia z postawą par excellence melancholijną.

Przesunięcie, którego dokonuje bohater, ma swoje dalsze konsekwencje. Wszystko to nieustannie dotyczy i dotyczyć będzie utraconej kobiety. Po raz kolejny jednak nie dane mu będzie wysłowić konsekwentnie, co i kogo utracił. Tym razem, co trzeba przyznać jest wyjątkowo powszechnym mechanizmem, koncentruje się na mężczyźnie, dla którego opuściła go Pierwotna Barwa. Co ciekawe opinie o nim pojawiają się już w pierwszym zdaniu powieści:

Minęły cztery miesiące od chwili, gdy moja partnerka uciekła z naszą córką i Hybrydą, facetem grającym na tam-tamie w grupie, o której nie słyszał nikt we Francji, na Korsyce ani w księstwie Monako.[30]

Znaczące pseudonimy, które noszą wszystkie postaci, także i tym razem dostarczą wielu tropów. Główny bohater wielokrotnie zestawia siebie z Hybrydą. Za każdym razem wynika z tych porównań, że jest nieporównywalnie lepszy, mądrzejszy i przystojniejszy niż jego rywal. Mówi na przykład:

Jestem wysoki, dobrze zbudowany; on zaś to karzeł, nie widać go, kiedy przechodzi obok. (…) Mam cienki wąsik, jestem przystojniakiem; o nim można by rzec, że jest z rzędu naczelnych, które zaprzepaściły szansę ewolucji do poziomu człowieka. [31]

Poniżając w oczach czytelnika Hybrydę, osiągnąć chce narrator tak naprawdę osiągnąć tylko jeden cel: aby było jasne, że jego ekspartnerka dokonała złego wyboru i jest to widoczne – nomen omen – gołym okiem. Wydawać mogłoby się zatem, że silna tożsamość bohatera niesie za sobą wysokie poczucie własnej wartości. Poddać można jedno i drugie natychmiast w wątpliwość. Jeśli bowiem bohater ceni się rzeczywiście wysoko, nie ma powodu, dla którego musiałby tak ostentacyjnie udowadniać – głównie samemu sobie, jak można sądzić – przewagi nad konkurentem. Zaryzykować można tezę, iż jego krytyka Hybrydy jest a rebours autokrytyką i samoponiżeniem. Jeżeli wskazuje na szereg (a właściwie szeregi) wad człowieka, który odebrał mu ukochaną, kamufluje jednocześnie i wypiera rzeczywiste powody rozstania oraz własne niedoskonałości. Przywołać warto ponownie Freuda:

Melancholia wyróżnia się pod względem psychicznym poprzez głęboko bolesną depresję, brak zainteresowania światem zewnętrznym, utratę zdolności do miłości, zahamowanie wszelkich działań i obniżenie poczucia własnej wartości, które przejawia się w wyrzutach wobec samego siebie i znieważeniu siebie (…) Melancholik prezentuje jeszcze jeden element, którego brak przy żałobie, mianowicie niezwykłe obniżenie poczucie własnego Ja, wielkie zubożenie Ja.[32]

Nie potrafiąc ostatecznie udowodnić własnej wartości, własnych zalet, mimo iż narrator poświęca im bardzo wiele miejsca, musi dokonać zestawienia z pogardzanym Hybrydą. Przytaczane przez niego „obiektywne” zalety, jakimi dysponuje, a których brak konkurentowi, są także świadectwem innego procesu, zachodzącego w podmiocie: za wszelką cenę unika konfrontacji z tym, co zdarzyło się w jego życiu. Skupiając się na niewiele znaczących szczegółach, stara się odwrócić swoją (a zarazem czytelnika) uwagę od traumy rozstania. Uniki, które uznać można niemal za jego stałą strategię, najlepiej widoczne są, gdy mówi:

Nadal nie powiedziałem naszemu Arabowi na rogu, że moja eks kilka miesięcy temu uciekła do kraju. Któregoś dnia będę się musiał przyznać, zaczyna mi już brakować wykrętów. Powstrzymywałem się dotąd, gdyż byłem przekonany, że jeśli mu to powiem, dostanie zawału.[33]

Mechanizm jest w zasadzie bardzo podobny: Zadkolog unika za wszelką cenę koncentracji na głównym problemie, znajdując za każdym razem powody, aby odroczyć konieczność opowiedzenia o trudnych doświadczeniach. Mimo iż najbliżsi przyjaciele bohatera wiedzą o jego problemach, to albo je bagatelizują, albo żądają przedsięwzięcia poszukiwania nowych partnerek. Trudno to uznać zatem za znaczące dialogi o walorze terapeutycznym – równie trudno uznać, że bohater do ich prowadzenia dąży. Zadkolog potwierdza też na przykład, że jego partnerka ma się dobrze. W refleksji o rozmowach, w których zataja nieobecność ukochanej, zaznacza, że

Nie ma sensu się spieszyć, nie zdradzę się słowem. To kwestia godności i honoru…[34]

Zaprzeczanie utraty, którego tak często i na różne sposoby dokonuje, jest bardzo dobrze ukryte. Może właśnie dlatego wydaje się to tym istotniejsze: nie wchodzi tu w grę kłamstwo wyrażone wprost, to raczej niezgoda na konieczność udzielania jakiejkolwiek odpowiedzi. Płynnie przenieść się do obszaru problemów twórczości melancholijnej czy też melancholii, która domaga się wyrażenia w twórczości, pozwoli cytat z Kristevej:

Warunek pozycji zaprzeczenia albo pozycji maniakalnej („nie, nie straciłam; wspominam, oznaczam dzięki sztuce znaków to, co oddzieliło się ode mnie”), utożsamienie, które możemy nazwać fallicznym albo symbolicznym, gwarantuje wstąpienie podmiotu w świat znaków i twórczości. (…) literacka (i religijna) reprezentacja posiada rzeczywistą i obrazową skuteczność, bliższą katharsis niż przepracowaniu; jest środkiem terapeutycznym wykorzystywanym we wszystkich społeczeństwach na przestrzeni wieków. [35]

Dokładnie tak postępuje też główny bohater Black Bazaru – pisze, mimo krytyki ze strony niemal wszystkich znajomych[36], dziennik po rozstaniu. W ustaleniach Kristevej bardzo często pojawia się teza, którą najprościej ująć tak, jak to proponuje Michał Paweł Markowski we wstępie do tłumaczenia jej książki:

Podmiot ustanawia się poprzez pracę interpretacji, a więc nie jest wobec niej – jak w przypadku fenomenologii – uprzedni.[37]

Interpretacja historii związku jest najważniejszym celem głównego bohatera. Dokonuje jej w codziennych zapiskach, w których odtwarza (a jak pewnie wolałby to ująć Paul de Man: od-twarza) poszczególne zdarzenia, opowiadania czy dialogi. Uwypuklając zarówno szczególność relacji, jak i znaczenie własnej osobowości w jej tworzeniu, z jednej strony nabiera dystansu do własnej biografii, z drugiej zmuszony jest do podjęcia pracy interpretacyjnej. Jeśli spojrzeć na ten projekt z nieco większego dystansu niż do tej pory, uznać można, że właściwym celem pisania dziennika, jak i interpretowania minionych, znaczących zdarzeń, jest konstytucja tożsamości. Nie sposób przecież oddzielić z chirurgiczną precyzją melancholię od kwestii tożsamości. Co więcej: nowoczesna tożsamość – w tradycyjnych ujęciach uznawana za możliwą tylko w kulturach linearnych, podobnie jak melancholia – wypływa w dużej mierze z autorefleksji podmiotu. Twórcza praca interpretacji może być, jak to określa Agata Bielik-Robson:

rehabilitacją aktu indywiduacji jednostki.[38]

Temu ma też przecież w ostateczności służyć praca melancholii: odzyskaniu „ja”. O tej szczególnej podmiotowości Bielik-Robson pisze także:

Melancholia wytwarza pewną gęstość, zrodzoną z niepewności, która staje się zrębem przyszłego podmiotu: psychiki obdarzonej subiektywnością (Deleuze powiedziałby pogardliwie: neurotycznej), która nie reaguje od razu, ale wstrzymuje się wobec złożoności świata. Gęstość ta, obciąża ja, przykuwa je do jednego miejsca; melancholia wytwarza bowiem siłę grawitacyjną, która sprawia, że podmiotowość nigdy nie znajdzie się „poza sobą samą” w nagłym porywie ekstazy (…)[39]

Wydaje się, że ciężar podmiotu jest, mówiąc metaforycznie, stawką w grze. Potrzeba konstytucji podmiotu i ekspresji „ja” to może najprostsze powody, dla których tworzy się literaturę intymną, nawet tę fikcyjną[40]. Tak też wyrazi to explicite Zadkolog:

Gdy pomyślę, że moja córka musi nazywać go tatą, zaczyna ciec mi z nosa, a nie chcę go wycierać, by Pierwotna Barwa i Hybryda nie odtrąbili zwycięstwa, bo w zasadzie to smarkacz musi wycierać nos. Tyle, że nie mogę się powstrzymać, muszę o tym powiedzieć, napisać w tym dzienniku, co czuję w głębi serca…[41]

Uporanie się z traumatycznymi doświadczeniami może i tym razem nastąpić tylko w ramach twórczości literackiej. Konwencje, jakie wykorzystuje narrator, kryptocytaty, cytaty, nawiązania i tak dalej, nie są oczywiście niczym wyjątkowym – są przede wszystkim stałą już cechą charakterystyczną współczesnej literatury. Ma to jednak w tym przypadku także inne znaczenie. Bieńczyk tak pisze o melancholiku, a co za tym idzie – twórczości tegoż:

Jego osoba zaciera się, ujawnia się jako próżnia wypełniona substancją, wielością innych istnień, ich słowami, sformułowaniami i myślami; ujawnia zarówno swe, by tak rzec, niedoistnienie, jak i potrzebę zewnętrznej podpory, skłonna do cząstkowego choćby, zapożyczonego czy wyszabrowanego istnienia w tym, co zapełnia w danej chwili jej pole widzenia: w kolejnym cytacie, kryptocytacie, streszczeniu, gnomie, przysłowiu, w kolejnej mądrości ludowej i nie swojej rymowance.[42]

W prozie Mabanckou problem będzie funkcjonował na wielu płaszczyznach. Zacząć wypada od kwestii podstawowej, a więc języka. Pytany w wywiadzie, czy nie ma problemu z francuskim[43], powiedział:

Ja miałbym mieć problemy z językiem francuskim? Ależ to język francuski ma problemy ze mną![44]

Problematyzując kwestię języka, co wyjątkowo widoczne było w Kielonku, nie pozostawia Mabanckou jednocześnie bez komentarza pozycji pisarza obciążonego tradycją. Wspomniany wcześniej, krytyczny stosunek towarzystwa do projektu pisarskiego Zadkologa, owocuje tyradą jednego z klientów jego ulubionego baru, w której ten dokonując pospiesznego przeglądu tradycji literackiej, mówi między innymi:

Ale czy w tych twoich historiach jest chłopiec z bębenkiem, chłopiec, który w wieku trzech lat postanawia dalej nie rosnąć, który później trafia do szpitala dla nerwowo chorych i opowiada o swoim życiu pielęgniarzowi przez judasza, hę? A zresztą, jeśli o tym mówię, to tylko by ci pomóc, bo nie wiesz, w co się pakujesz i kim są ludzie, którzy pisali przed tobą. Byłoby nieźle, gdyby pielęgniarz ze szpitala miał duszę artysty, na przykład wyrabiał kompozycje z supłów i pokazywał je swojemu pacjentowi, czujesz, o co chodzi, hę?[45]

Z jednej strony bohater będzie się więc musiał zmagać z lękiem przed wpływem (pochodzącym, by tak rzec, z zewnątrz), z drugiej zaś odnieść się do tradycji, aby móc mówić – w jej obrębie – własnym głosem. Chcąc uniknąć bezpłodnego parafrazowania, przytoczę Marka Bieńczyka raz jeszcze:

Kiedy melancholia staje się twórcza, pamięć, włóczęgowska pamięć „płodna w widzenia”, nie ma już (…) brzegów, nie zna granic między „ja” i „nie-ja”, i wypełnia się bytem tego, co zobaczyła, co usłyszała: cytatami, obrazami, obcymi myślami, obcą egzystencją. Sposobem istnienia, jaki narzuca wówczas i człowiekowi, i kulturze, jest palimpsest: dopisywanie się do istnienia już istniejącego, do tekstu już powstałego, wpisywanie się w niego, w jego wnętrze, czy z boku, na margines.[46]

Bawiąc się, a właściwie: grając, konwencjami i stereotypami, Mabanckou spogląda i na tej płaszczyźnie wstecz. Poszukuje także miejsca dla swojego projektu nie w centrum literatury, również nie na drodze negowania jej tradycji, jak można by się prostodusznie spodziewać od afrykańskiego pisarza we Francji, lecz na drodze twórczej dyskusji. Jego działanie, zarówno na polu społecznych interakcji (o czym mówiłam już przy okazji rozważania kwestii obcości bohatera), jak i literackich strategii, można zestawić z diagnozą Zygmunta Baumana:

Obcy wstrząsa skałą, na jakiej wspiera się bezpieczeństwo codziennego życia. Przybywa on z daleka; nieświadom jest miejscowych zwyczajów – i z tego powodu „staje się człowiekiem, który kwestionuje wszystko niemal, co z punktu widzenia grupy, do której wkracza, nie ulega kwestii”. „Musi” on niejako stawiać pożałowania godne i budzące gniew tubylców fałszywe kroki – bowiem w grupie, do której przybył nie ma dla niego „naturalnego” miejsca (…).[47]

Nie inaczej jest z bohaterem Mabanckou[48], który opowiadając najbardziej osobiste historie (badając jednocześnie możliwości wypowiedzenia, jakie daje mu zachodnioeuropejska literatura), świadomie i z dystansem, pyta także o to, jak mogą funkcjonować w zlaicyzowanej, pozornie tolerancyjnej i ogarniętej kryzysem ekonomicznym Francji, emigranci z Afryki, których narrację trudno dopasować do poprawnych politycznie standardów. Nieco inaczej sytuacja wygląda, gdy przyjdzie nam przyjrzeć się historiom Zadkologa o dorastaniu w Kongo. Warto może uzupełnić, że także i one są przytaczane z powodu wspominania zakończonego związku. Zadkolog deklaruje, że przytacza je tak, jak zostały opowiedziane Pierwotnej Barwie. Idealna słuchaczka, jaką była (nie z punktu widzenia głównej postaci, ale czytelnika) z powodu swojego skomplikowanego statusu etnicznego i narodowościowego[49], skłania głównego bohatera do snucia na wskroś przeszywających i wzruszających opowieści. Dzięki temu zabiegowi, dostrzec można, że melancholia jest tu niejako dwupoziomowa czy też dwustopniowa, wypływająca z różnych źródeł. Warto i tym razem zacząć od cytatu z Bielik-Robson:

Podczas gdy „praca żałoby” zmierza ku temu, by zapomnieć – pozwolić zmarłym umrzeć, utraconym skarbom zginąć – „praca melancholii”, na odwrót, otacza zmarłych opieką i oferuje im dalsze życie w najsolidniejszej formie pamięci, jaką jest tożsamość samego podmiotu. (…) To prawda, że pamięć jest dlań ciężarem – ale jest to ciężar cenny i kruchy.[50]

Głęboka ambiwalencja, z jaką wiążą się wspomnienia z Konga, daje swój wyraz niemal w każdej opowieści. Świadomy wielu czynników, które wpłynęły na to, jak wyglądało jego życie w tamtym świecie[51], odnosi się, tak jak mówi dalej Bielik-Robson, do tych wspomnień z niezwykłą czułością[52]. Złe warunki bytowe, doświadczana na co dzień kolonizacja, ucieczka i próba asymilacji we Francji – wszystkie te „pamiątki” nie mogą być usunięte ze świadomości Zadkologa – bez nich trudno byłoby mówić o pełnowymiarowej tożsamości. Przechowywane w pamięci zdarzenia zdają się odwoływać także do wizji tamtego świata – mimo, iż niedoskonałego, to tworzącego pewną całość. Narrator mówi na przykład:

Ponieważ uwielbiała słuchać moich historii z dzieciństwa, opowiadałem jej także, w jaki sposób udawało się nam przeżyć bez zabawek pod choinką, jak grało się nie całkiem okrągłą piłką, a przecież trzeba było kopać ją prosto, okiwać samemu jedenastkę graczy, strzelać gole, jak gdyby piłka była okrągła.(…) Byliśmy właśnie tacy, mówiliśmy sobie, że młodzi w innych krajach nie mogą się lepiej bawić, i byliśmy szczęśliwi w naszym świecie, w wystrzępionych koszulach, zużytych sandałach, które trzymały się stopy dzięki kawałkom drutu; (…)[53]

Koncentracja na detalach i przedmiotach codziennego użytku służy z jednej strony uzyskaniu realistycznego obrazu, z drugiej wzmacnia wrażenie, że narrator naprawdę opowiada o zdarzeniach dla niego istotnych, nie próbując uogólniać dla potrzeb jasnego zaprezentowania sądu na temat przeszłości. Wiąże się to z, wcześniej już wspominaną, ambiwalencją melancholii – nie porzucając postawy krytycznej, celebruje Zadkolog sam proces wspominania, spowalniając go i wzbogacając o coraz to dokładniejsze opisy. Opowieści, które snuł dla Pierwotnej Barwy, zapisuje teraz w swoim dzienniku, który staje się jak gdyby drugim czy też wtórnym powiernikiem. Pozostaje jednak wrażenie, że jest to już nie to samo, że odbiorca, którego utracił nie jest możliwy do zastąpienia. Także żadna z kobiet, z którą próbuje się wiązać czy też wdać w romans[54], nie jest w żadnym stopniu predysponowana, aby móc przejąć tę funkcję. Nawet, gdy pojawia się, już w epilogu, nowa partnerka Zadkologa, nie może odgrywać już tak wyjątkowej roli – pierwszego słuchacza opowieści o utraconym świecie.

Ostatni już problem, przy którym warto się jeszcze na moment zatrzymać, to komiczny charakter wielu wypowiedzi, refleksji czy opisów autorstwa Zadkologa. Pozornie wydawać się może, że jakiekolwiek elementy komiczne, szczególnie pochodzące od samego melancholika, w prozie, której patronuje Saturn, mogą podważać jej wiarygodność. Nic bardziej mylnego. Odwołać się tu warto raz jeszcze do monumentalnego Saturna i melancholii:

Idealna synteza filozoficznej refleksji i poetyckiego smutku dokonuje się tylko tam, gdzie prawdziwy humor został pogłębiony przez melancholię albo – odwrotnie – gdzie prawdziwa melancholia została skorygowana przez humor. Na przykład u kogoś, kogo na pierwszy rzut oka uznalibyśmy za melancholika komicznego i modnego, a kto w rzeczywistości jest melancholikiem tragicznym, tyle że wystarczająco mądrym, by publicznie drwić ze swego Weltschmerzu i w ten sposób ukryć swą wrażliwość pod pancerzem.[55]

Charakterystyczny styl Mabanckou, który wyróżnia się wyjątkowo barwnym językiem, obfituje w przewrotne anegdoty czy zabawne i przenikliwe refleksje, podtrzymany w Black Bazarze nie podważa zatem melancholijnego charakteru utworu. Poprzez zestawienie choćby bogatego języka z doświadczeniem melancholii, uzyskuje najbardziej pożądany efekt – wzmacnia poczucie melancholii, która nie jest tymczasowym stanem, ale stałą dyspozycją. Dodać może warto, że komizm zapewnia także melancholikowi pewną równowagę, która pozwala mu z jednej strony funkcjonować w społeczeństwie, z drugiej zaś jest zabezpieczeniem przed samobójstwem. „Satyryzujące” spojrzenie Zadkologa, w którym odbijają się zarówno Francuzi, emigranci, przyjaciele, jak i jawni wrogowie, jest także ściśle związane z doświadczeniem (a właściwie: doświadczaniem) melancholii. Męcząca i trudna autorefleksja, pociągać za sobą musi bowiem szersze przemyślenia. Portretując współczesną Francję, narrator nie wybiera drogi otwartej krytyki – podobnie, jak nie chce mierzyć się oko w oko ze wspomnieniami – lecz trudniejszą, mniej satysfakcjonującą pozycję. Stara się pozostać zdystansowanym komentatorem diagnozującym odwieczne uwikłanie w polityczność i sieć mikrokonfliktów, nie tracąc przy tym ironicznego uśmiechu. Nie jest jednak chłodnym demaskatorem – na każdą ze stron spogląda serdecznie, próbując zrozumieć racje nawet tych, którzy cierpią na chroniczny lęk przed Innym.

Niekończące się próby odnalezienia straty są tyleż trucizną, co życiodajną substancją, dla której nie sposób znaleźć zastępnik ani uznać, że alternatywą jest, nieznośna przecież, lekkość bytu. Uzyskanie absolutnej spójności w opisie na wskroś ambiwalentnej melancholii, nie jest ani możliwe, ani pożądane, ponieważ występuje otwarcie przeciwko przedmiotowi badań. Także jakiekolwiek syntezujące podsumowanie nie wniesie nic godnego uwagi. Chciałabym więc zamiast tego przytoczyć niewielki fragment (jest to w dodatku kryptocytat) z Georgesa Pereca, wyrażający może najlepiej ambiwalencję melancholii. Wydaje się on bowiem czymś w rodzaju zaklęcia, szeptanego sekretnie przez melancholików, którzy prawdopodobnie nigdy, gdyby naprawdę mogli dokonać wyboru, nie chcieliby, aby się spełniło:

Zegar niech dzwoni, noc niech nastaje, dni niech ulecą, wspomnienia przepadną.[56]

BIBLIOGRAFIA

  • Bauman Zygmunt, Sen o czystości, w: Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000, s. 11-35.

  • Bielik-Robson Agata, Melancholia i ekstaza: dwie formuły subiektywności, w: eadem, Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości, Kraków 2000, s. 61-86.

  • Eadem, W poszukiwaniu reguły: człowiek estetyczny, w: op. cit., s.17-34.

  • Bieńczyk Marek, Historia i histeria, w: „Tygodnik Powszechny”, http://tygodnik.onet.pl/33,0,38776,1,artykul.html, data odwiedzin: 25 października 2010.

  • Idem, Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty, Warszawa 1998.

  • Freud Zygmunt, Żałoba i melancholia, tłum. Barbara Kocowska, w: Kazimierz Pospiszyl, Zygmunt Freud: człowiek i dzieło, Wrocław 1991, s. 295-308.

  • Klibansky Raymond, Panofsky Erwin, Saxl Fritz, Saturn i melancholia. Studia z historii, filozofii, przyrody, medycyny, religii oraz sztuki, tłum. Anna Kryczyńska, Kraków 2009.

  • Kristeva Julia, Czarne słońce. Depresja i melancholia, tłum. Michał Paweł Markowski, Remigiusz Ryziński, Kraków 2007.

  • Mabanckou Alain, Black Bazar, tłum. Jacek Giszczak, Kraków 2010.

  • Idem, Książki w epoce migracji, w: „Rzeczpospolita”, http://www.rp.pl/artykul/9148,370982.html, data odwiedzin: 25 października 2010.

  • Markowski Michał Paweł, Przyjaźń, histeria, melancholia, w: idem, Życie na miarę literatury, Kraków 2009, s. 61-86.

  • Perec Georges, Człowiek, który śpi, tłum. Anna Wasilewska, Warszawa 2003.

  • Welsch Wolfgang, Transkulturowość. Nowa koncepcja kultury, w: Filozoficzne konteksty rozumu transwersalnego. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, red. R. Kubicki, Poznań 1998, s. 195-222

[1] Zob. W. Welsch, Transkulturowość. Nowa koncepcja kultury w: Filozoficzne konteksty rozumu transwersalnego. Wokół koncepcji Wolfganga Welscha, red. R. Kubicki, Poznań 1998, s. 195-222.

[2] To jak dotąd jedyne książki Mabanckou przetłumaczone na język polski.

[3] Interesujące wydaje się także zestawienie – podobnej pod wieloma względami – twórczości Mabanckou z prozą na przykład Zadie Smith. Wskazać tu można na wiele miejsc wspólnych – pominąwszy nawet wprost wyrażone refleksje Mabanckou (Zob. http://www.rp.pl/artykul/9148,370982.html), który wymieniał wielokrotnie Zadie Smith czy Salmana Rushdie, jako pisarzy, z którymi tworzy pewną wspólnotę doświadczeń – jak na przykład: transkontynentalność, zainteresowanie kwestią tożsamości emigrantów, szczególny stosunek do języka, problematyzowanie i wielokrotne, satyryczne przedstawienia stosunków społecznych państw zachodnioeuropejskich i afrykańskich czy wreszcie pewien unikalny sposób kształtowania narracji.

[4] M. Bieńczyk, Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty, Warszawa 1998, s. 19.

[5] W pierwszym rzędzie myślę oczywiście o słynnej Melancholii I Albrechta Dürera.

[6] R. Klibansky, E. Panofsky, F. Saxl, Saturn i melancholia. Studia z historii, filozofii, przyrody, medycyny, religii oraz sztuki, tłum. A. Kryczyńska, Kraków 2009, s. 121.

[7] Ibidem, s. 142.

[8] Chodzić będzie oczywiście o wątłą sylwetkę, pochyloną głowę, podpieraną przez dłoń lub zaciśniętą pięść, szczególny wzrok czy też z jednej strony przesadną dbałość o wygląd, z drugiej wygląd niechlujny. Wielokrotnie wykluczające się opisy są jednak – jak podkreślają też autorzy Saturna… - świadectwem ambiwalencji melancholii.

[9] A. Mabanckou, Black Bazar, tłum. J. Giszczak, Kraków 2010, s. 28.

[10] Hipokrates także nie jest rdzennym Francuzem.

[11] To znaczy uzna sam siebie za obcego i intruza.

[12] A. Mabanckou, op. cit., s. 35.

[13] Z. Bauman, Sen o czystości, w: Ponowoczesność jako źródło cierpień, Warszawa 2000, s. 22.

[14] Pozornie otwarta dyskusja – zainicjowana przez Hipokratesa – ma miejsce w końcowych partiach powieści. Główny bohater nie zmienia swojej strategii, nie jest też tak naprawdę w pełni dopuszczany do głosu, a już z całą pewnością niezmieniona pozostaje hierarchia, którą jego ciemiężyciel uznaje za właściwą.

[15] W. Welsch, op. cit., s. 205.

[16] Ibidem, s. 209.

[17] Ibidem, s. 220.

[18] A. Mabanckou, op. cit., s. 221.

[19] Ibidem, s. 93

[20] M. P. Markowski, Przyjaźń, histeria, melancholia, w: idem, Życie na miarę literatury, Kraków 2009, s. 62.

[21] M. Bieńczyk, Historia i histeria., w: „Tygodnik Powszechny”, http://tygodnik.onet.pl/33,0,38776,1,artykul.html, 25 października 2010.

[22] Zwracam na to szczególną uwagę, ponieważ wydaje się, że można zaryzykować tezę, że nie jest to odosobniony przypadek, ale świadectwo tego, jak postrzega się innych, jak wielkie znaczenie mają wspomniane kategoryzacje, a co za tym idzie – jak próbuję dowieść – jak bardzo zadłużeni jesteśmy u starożytnych medyków, autorów fizjonomiki, później także i grafologów.

[23] A. Mabanckou, op. cit., s. 68.

[24] Ibidem, s. 69-70.

[25] W innym kontekście cytowałam ten fragment w recenzji Black Bazaru.

Zob. http://e-splot.pl/index.php?pid=articles&id=777, 25 października 2010.

[26] J. Kristeva, Czarne słońce. Depresja i melancholia, tłum. M. P. Markowski, R. Ryziński, Kraków 2007, s. 54.

[27] Ibidem, s. 54.

[28] Z. Freud, Żałoba i melancholia, tłum. B. Kocowska, w: K. Pospiszyl, Zygmunt Freud: człowiek i dzieło, Wrocław 1991, s. 297.

[29] M. Bieńczyk, op. cit., s. 11.

[30] A. Mabanckou, op. cit., s. 9.

[31] Ibidem, s. 47.

[32] Z. Freud, op. cit., s. 296-297.

[33] A. Mabanckou, op. cit., s. 107.

[34] Ibidem, s. 108.

[35] J. Kristeva, op. cit., s. 28-29.

[36] Polityczny wymiar melancholii i twórczości Zadkologa domaga się osobnej interpretacji. Jest to bowiem zagadnienie o niepomiernym znaczeniu w powieści. Pomawiany o wywrotowość, lewactwo i nieróbstwo główny bohater (będący jednocześnie emigrantem, co przepełnia czarę goryczy), staje się niemal wrogiem publicznym. Z drugiej strony, jak podkreśla wielokrotnie Bieńczyk w O tych, co nigdy…, melancholik nie znajdzie też dla siebie miejsca w utopii, gdzie oskarżenie o lenistwo i smutek należy do tych najcięższych.

[37] M. P. Markowski, Przygoda ciała i znaków. Wprowadzenie do pism Julii Kristevej, w: J. Kristeva, op. cit., s. XI.

[38] A. Bielik-Robson, W poszukiwaniu reguły: człowiek estetyczny, w: eadem, Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości, Kraków 2000, s. 25.

[39] A. Bielik-Robson, Melancholia i ekstaza: dwie formuły subiektywności, w: eadem, Inna nowoczesność. Pytania o współczesną formułę duchowości, Kraków 2000, s. 85.

[40] Nie odnoszę się tu do fikcjonalizacji autobiografii, a jedynie do literatury fikcjonalnej, w której wykorzystuje się konwencje i gatunki intymistyczne.

[41] A. Mabanckou, op. cit., s. 126.

[42] M. Bieńczyk, op. cit., s. 31.

[43] W Kongo, z którego pochodzi, urzędowym językiem jest francuski.

[44] A. Mabanckou, http://www.karakter.pl/autorzy/alain-mabanckou , 25 października 2010.

[45] A. Mabanckou, op. cit., s. 18.

[46] M. Bieńczyk, op. cit., s. 34.

[47] Z. Bauman, op. cit., s. 21.

[48] W powieści znaleźć można taki, wyjątkowo przewrotny, fragment: „Jestem bardzo ostrożny, gdy chodzi o naszych współczesnych pisarzy, czytam tylko zmarłych, żywi mnie denerwują, drażnią. Gdy widzisz ich w telewizji, robią ci wykłady na temat tego, co piszą, i są ukontentowani, jakby odkryli kamień filozoficzny, a wcześniej rozwiązali kwadraturę koła czy z palcem w nosie napełnili beczki Danaid. Podczas gdy zmarli – zależy którzy, wiem – stworzyli dzieło, skłonili się na do widzenia, spoczywają w pokoju na nadmorskich cmentarzach czy pod płaczącą wierzbą, pozwalają nam mówić, co nam się podoba, o tym, co spłodzili, gdyż wiedzą, że wcześniej czy później musimy ich przeczytać, by podczas kolacji z teściami nie wyjść na skończonych durniów.” A. Mabanckou, op. cit., s. 157-158.

[49] Mimo iż czarnoskóra, Pierwotna Barwa (pseudonim bierze z wyjątkowo ciemnej karnacji) jest pełna uprzedzeń, stereotypów i przesądów na temat Afryki. To właśnie główny bohater próbuje ją przekonać, że jest w błędzie, opowiadając jej o swoim dzieciństwie w Kongo. Ta kobieca postać jest wielowymiarowa także z innego powodu – krytyka, którą prezentuje, jest wynikiem kolonizacji, mówiąc nieco metaforycznie, umysłu. Jej stanowisko nie jest jednak tak oczywiste jak na przykład wrogiego Hipokratesa – mimo wszystko nie jest ona, jak to celnie określa Zadkolog w odniesieniu do innej postaci, Czarnym, który nosi białą maskę.

[50] A. Bielik-Robson, Melancholia…, s. 81-82.

[51] Marek Bieńczyk wskazuje też, że literatura melancholijna sięga często do pojęć „świata”, „wszechświata”, które mają markować odtwarzanie całości.

[52] A. Bielik-Robson, op. cit., s. 82.

[53] A. Mabanckou, op. cit., s. 53-55.

[54] Julia Kristeva pisze także o tym, co może warto właśnie tu wziąć pod uwagę, że „Żaden obiekt erotyczny nie będzie też w stanie zastąpić dla niego niezastępowanej świadomości miejsca lub pra-obiektu wiążącego libido lub zacieśniającego więzy pragnienia. Pojmując, że jest pozbawiony swej Rzeczy, człowiek w depresji rzuca się w pościg za przygodami i miłościami, zawsze przynoszącymi rozczarowanie, albo też zamyka się w sobie, nie dając się pocieszyć.” J. Kristeva, op. cit., s. 16.

[55] R. Klibansky, E. Panofsky, F. Saxl, op. cit., s. 266.

[56] G. Perec, Człowiek, który śpi, tłum. A. Wasilewska, Warszawa 2003.

ABSTRAKT

Artykuł stanowi analiza melancholii w transkulturowej prozie Alaina Mabanckou. Z jednej strony jest to więc próba wskazania na obecność tej kategorii w nieoczekiwanych kontekstach, z drugiej interpretacja jej szczególnej realizacji. Melancholia, wiązana ściśle z diagnozą kondycji ludzkiej, okazuje się w tym przypadku kluczem do odczytania powieści, w której bardzo widoczne są kwestie polityczności, kulturowego uwikłania, jak również trudności w konstytucji podmiotu. Tym samym tekst jest próbą usytuowania Black Bazaru zarówno w tradycji literatury spod znaku Saturna, pokazania zaskakującej popularności kategorii melancholii, we współczesnym dyskursie literackim, obejmującym także literaturę transkulturową.

Artykuł był omawiany podczas konferencji w ramach I Festiwalu im. Jana Błońskiego na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie 4-6 kwietnia 2011r.