Niech cień słońca upada na świat w pokoju

z Natalią Janus-Malewską rozmawia Martyna Jeleń




Martyna Jeleń: W Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie od połowy września 2017 roku, przez około miesiąc, można było obejrzeć wystawę Niech cień słońca upada na świat w pokoju. Czy mogłaby Pani – dla tych, którzy nie mieli okazji zobaczyć tej wystawy – opowiedzieć nieco o tej ekspozycji? Jak Pani, jako autorka prezentowanych tam dzieł/dzieła, ją postrzega?

Natalia Janus-Malewska: Wystawa w CSW w ramach projektu Pekao Bank Project Room była dla mnie pierwszą taką okazją do zrealizowania ekspozycji indywidualnej w tak dużej przestrzeni oraz z budżetem przeznaczonym na jej wykonanie. Te możliwości mogłam wykorzystać na produkcję wystawy złożonej z wielu obiektów trwałych albo stworzyć sytuację nietrwałą, anektującą całą przestrzeń i w pewnym stopniu ryzykowną. Z technicznego punktu widzenia na ekspozycję składało się kilkanaście ton piasku, stalowy element będący rekonstrukcją śluzy, jaką umieszcza się na wybiegach w zoo, oraz sześć uchwytów w formie obręczy zamocowanych na ścianach oraz podłodze. Kompozycja tych elementów została podyktowana architekturą pomieszczenia. Piasek pokrywał przestrzeń podłogi od ściany do ściany, z wyjątkiem miejsca przeznaczonego „dla ludzi”, tuż przy drzwiach. Na przeciwległej ścianie – w lustrzanej relacji do drzwi – umieszczona została śluza, która była niedomknięta. Główną narracją wystawy były odciski lwich łap pozostawione na piasku. Należały do dwóch lwów: jeden prawdopodobnie pochodził z Ameryki Północnej, a drugi z Afryki. Zależało mi na tym, żeby odciski były wykonane za pomocą „prawdziwych” łap, dlatego użyłam odlewów, a nie wyrzeźbionych czy spreparowanych form. W moich pracach staram się, aby nie-ludzkie pojawiało się w jakiejś relacji z ludzkim (czy to przez fizyczną obecność, czy przez symbol, mit) w sposób ujawniający wielość powiązań między nimi.

Gdzie w tym dziele można rozpoznać obszar ludzki, nie-ludzki oraz moment ich zetknięcia?

Chciałam, aby ekspozycja przywoływała skojarzenia i uczucia. Gdy wchodzimy do wnętrza, pierwsze nasze wrażenie jest dość niejasne, dopiero bliższe przyjrzenie się wywołuje w nas przeczucie, że gdzieś już to widzieliśmy. Czy można rozpoznać obszar zetknięcia? Sama jestem ciekawa, bo ta realizacja była eksperymentem, badaniem. Myślę, że zadawanie pytań ma większy potencjał niż udzielanie odpowiedzi, a istotne jest zwłaszcza to, co dzieje się między postawieniem pytania a znalezieniem odpowiedzi. Tak samo myślę o zetknięciach się różnych obszarów, w tym ludzkiego i nie-ludzkiego. Elementem wystawy była przestrzeń pozbawiona piasku – został on zagarnięty tak, aby utworzyć małą „arenę” pustej podłogi. Było to miejsce dla ludzi umieszczone blisko drzwi, którego centrum wyznaczał jeden z uchwytów umieszczonych w podłodze. Na obrzeżach tej „areny” znajdowało się najwięcej śladów łap, można więc przypuszczać, że tą pustą przestrzeń wydeptał lew. Jednocześnie widzowie ingerowali w tę granicę, przypadkiem lub intencjonalnie dotykali piasku, stąpali po nim, zacierając tym samym granicę między piaskiem a podłogą. Stanowiło to kłopot dla personelu sprzątającego oraz pilnującego wystawy, dla mnie był to jednak ciekawy wynik całej wystawy.