Życie do zdobycia – wywiad narracyjny o pracy i codzienności kobiety w PRL-u
Wprowadzenie
Kobiety w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (PRL) były aktywnie, niekiedy wręcz przymusowo, włączane do życia społeczno-zawodowego, zgodnie z ideologią komunistycznego równouprawnienia. Udział Polek w rynku pracy systematycznie rósł. W latach 1950-1989 zatrudnienie kobiet stopniowo wzrastało i pod koniec PRL sięgało ponad 45% kobiet w wieku produkcyjnym. Pomimo oficjalnych deklaracji o równouprawnieniu, Polki często doświadczały przeciążenia obowiązkami: praca zawodowa musiała być łączona z utrzymaniem gospodarstwa domowego, a warunki pracy dla wielu były trudne (niskie płace, braki w zaopatrzeniu). Jednocześnie władza starała się zapewnić przedszkola, żłobki i inne udogodnienia, co umożliwiło kobietom dostęp do rynku pracy. W literaturze socjologicznej podkreśla się, że PRL dawał polskim kobietom nowe możliwości rozwoju zawodowego, ale obciążał je dodatkowym „drugim etatem” w domu.
Migracja wewnętrzna była częstym zjawiskiem w obliczu powojennych przemian demograficznych. Już w pierwszym powojennym dziesięcioleciu masowo przesiedlano ludność, zwłaszcza do Ziem Zachodnich, oraz zachęcano do przeprowadzki do ośrodków przemysłowych. W latach 1945-1960 na Ziemiach Zachodnich (m.in. Pomorzu i Śląsku) osiedliło się około 817 tysięcy osób, a miliony ludzi wędrowały z wsi do miast. Migracje takie były związane zarówno z rekompensatą powojenną, jak i rozwojem przemysłu. Kontekst migracji wewnętrznych w PRL wyjaśnia, dlaczego wielu mieszkańców Pomorza decydowało się na przeprowadzkę na Śląsk. Region ten był intensywnie uprzemysłowiony i oferował znacznie więcej miejsc pracy w hutnictwie, górnictwie i przemyśle ciężkim niż słabiej rozwinięte tereny północne. Migracje zarobkowe były typowym zjawiskiem lat 60. i 70., a ten kierunek należał do częstych, szczególnie wśród młodych osób poszukujących stabilnego zatrudnienia i lepszych warunków bytowych.
Warunki pracy w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej były ściśle związane z funkcjonowaniem gospodarki centralnie planowanej. Choć oficjalnie obowiązywała zasada pełnego zatrudnienia, w praktyce zakłady przemysłowe borykały się z brakiem nowoczesnych technologii i inwestycji, co zwiększało obciążenie pracowników fizycznych. Praca w przemyśle ciężkim była często wyczerpująca i nieefektywna, a centralne planowanie ignorowało realne potrzeby społeczne, prowadząc do niskiej jakości produkcji i absurdów gospodarczych. Jednocześnie brak produktów konsumpcyjnych i reglamentacja powodowały, że codzienne obowiązki poza pracą, takie jak zakupy czy opieka nad domem, stanowiły znaczące obciążenie dla rodzin. W życiu codziennym doskwierały braki podstawowych artykułów (np. reglamentacja mięsa, cukru czy odzieży) i długie kolejki do sklepów. W konsekwencji codzienność w PRL była dla wielu mieszanką oficjalnych sukcesów propagandy („urodziny partii”, pochody pierwszomajowe) i prywatnego trudu radzenia sobie z niedoborami.
W artykule przyjmujemy dwie perspektywy interpretacyjne. Po pierwsze, korzystamy z kategorii pamięci kulturowej,, rozumiejąc relację biograficzną jako praktykę pamiętania, w której jednostkowe wspomnienia są porządkowane przez ramy społeczne i dostępne repertuary narracyjne epoki. Po drugie, odwołujemy się do studiów gender: koncepcji „drugiego etatu” oraz habitusu płci, aby uchwycić sposób, w jaki formalne równouprawnienie w PRL współistniało z nieodpłatną pracą domową i opieką, nieproporcjonalnie obciążającą kobiety.
Proponujemy interpretować doświadczenie rozmówczyni poprzez kategorię „życia do zdobycia” – jako zespół strategii sprawczości (sieci, wymiana nieformalna, praca ponad normę i praca opiekuńcza), które pozwalały „uzupełniać” niedobory państwowego systemu.
Metodologia
Badanie zostało przeprowadzone w oparciu o metodę studium przypadku, skoncentrowaną na losach jednej kobiety, obecnie mieszkanki Górnego Śląska, która w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej była aktywną uczestniczką życia zawodowego i społecznego. Rozmówczyni jest bezpośrednim świadkiem przemian ustrojowych, jak również społecznych zachodzących w Polsce w drugiej połowie XX wieku, co nadaje jej relacji szczególną wartość jako źródłu historyczno-socjologicznemu. Jej doświadczenie obejmuje zarówno okres PRL, jak i transformacji po 1989 roku, co pozwala na wielowymiarową analizę zmian w codzienności kobiet pracujących.
Wywiad został przeprowadzony z zastosowaniem techniki półustrukturyzowanej w formule narracyjnej, co umożliwiło elastyczne dostosowanie pytań do toku wypowiedzi rozmówczyni oraz wydobycie osobistych, głęboko zakorzenionych wspomnień. Respondentka została poinformowana o charakterze badania, a także o planowanym wykorzystaniu materiału w pracy naukowej. Udzieliła świadomej zgody na wykorzystanie swoich wypowiedzi po ich zanonimizowaniu.
Narracja została poddana analizie tematycznej, co oznacza, że materiał empiryczny został uporządkowany według głównych obszarów doświadczenia: dzieciństwo i wychowanie, migracja wewnętrzna, warunki pracy, życie codzienne w warunkach niedoboru, doświadczenia okresu stanu wojennego, transformacja ustrojowa oraz refleksje końcowe. Takie podejście pozwoliło na przejrzystą organizację treści oraz umożliwiło analizę wypowiedzi w odniesieniu do kontekstu historyczno-społecznego epoki.
Analiza tematyczna wspomnień. Dzieciństwo i wychowanie
Rozmówczyni wychowywała się na Pomorzu w latach 50. i 60. XX wieku, w rodzinie robotniczej. Jej codzienność była typowa dla dzieci dorastających w okresie wczesnego PRL, w dużej mierze związana z edukacją państwową, zabawami podwórkowymi, a także obowiązkami domowymi. Szkoła podstawowa była ogólnodostępna, a uczniowie nosili jednolite fartuszki z białymi kołnierzykami, co odpowiadało ideologii równości społecznej i wykluczenia różnic klasowych, szczególnie widocznej w polityce edukacyjnej PRL.
Dom rodzinny rozmówczyni cechowała silna orientacja na samowystarczalność. Jej matka była osobą zaradną - posiadała działkę ogrodową w Rodzinnych Ogrodach Działkowych, którą w całości przeznaczono pod uprawy. Wspomnienia rozmówczyni wskazują, że działka ta była całkowicie obsadzona warzywami i owocami, a jedynym elementem poza grządkami i wąską ścieżką z trawnika był mały barak służący do przechowywania narzędzi. Była to częsta praktyka w czasach braków zaopatrzeniowych – działki pracownicze znacząco wspierały domowy budżet żywnościowy.
Szczególnie poruszającym fragmentem opowieści jest wspomnienie pracy podczas uprawy. Rozmówczyni jako dziewczynka nie znosiła brudu za paznokciami, co w jej przypadku wiązało się z próbą zachowania godności i estetyki. Pragnęła nosić rękawiczki ogrodnicze, ale spotkała się z oporem ze strony konkubenta matki, który zabraniał jej tego, argumentując, że „to wstyd” i że „będzie wyglądać jak paniusia”. W tym detalu uwidacznia się napięcie pomiędzy społeczną normą podporządkowania i pracy fizycznej, a indywidualnym pragnieniem dziecka do odrębności i komfortu. Świadczy to także o ograniczeniach ról płciowych i społecznych w środowiskach robotniczych PRL-u, w których niechęć do „wywyższania się” czy „udawania państwa” była silnie obecna w codziennych narracjach. W kategoriach pamięci kulturowej to narracyjny trop „nie wywyższać się”, reprodukowany w rodzinach robotniczych. Z perspektywy gender widzimy socjalizację do pracy opiekuńczej i porządkowej, maskowaną jako „naturalne” obowiązki dziewczynki.
Rozmówczyni z ciepłem wspominała za to okresy świąteczne, zwłaszcza Boże Narodzenie, jako czas szczególnego wysiłku i mobilizacji całej rodziny. Choć realia PRL wiązały się z powszechnym brakiem zaopatrzenia, to „na święta było wszystko” - jak zaznaczyła. Było to możliwe dzięki całorocznej pracy matki i jej „obrotności”. Duże znaczenie miały plony z ogródka działkowego: warzywa były kiszone, wekowane lub suszone. Rodzina sama zbierała grzyby, a następnie suszyła je na świąteczne potrawy.
Ważnym elementem przygotowań świątecznych było „zdobywanie” mięsa - słowo to respondentka celowo odróżniała od „kupowania”, podkreślając jego charakter nieformalny i wymagający sieci kontaktów. Matka, korzystając z relacji towarzyskich, jeszcze przed świętami załatwiała mięso, drób oraz ryby. Od znajomych ze wsi kupowano nawet pół świni, którą następnie dzielono w domu. Mięso było przetwarzane na domowe wyroby: wędliny, kiełbasy, pasztety. Część z nich wędzono we własnym zakresie.
Opis ten dobrze wpisuje się w znane z badań nad życiem codziennym PRL – strategie radzenia sobie z niedoborami. Badacze wskazują, że społeczeństwo wykształciło tzw. „drugą gospodarkę”, czyli nieformalny system obiegu dóbr poza oficjalnymi kanałami dystrybucji. Mięso i jego przetwory należały do dóbr luksusowych, często niedostępnych w sklepach, a ich zdobycie wiązało się z wykorzystaniem kontaktów prywatnych, wiejskich rodzin, „melin” lub rzadziej z czarnego rynku. W święta, jak pokazuje relacja rozmówczyni, domowe wyroby mięsne symbolizowały nie tylko kulinarną obfitość, ale także zaradność i status społeczny, stanowiąc dowód na to, że „się udało”.
Tego rodzaju świąteczne rytuały, mimo skromności PRL-owskiego wyposażenia i niedoborów, stanowiły ważny element ciągłości kulturowej i rodzinnej. Jednocześnie obraz ten unaocznia, jak wiele wysiłku wymagało „zorganizowanie” życia w warunkach gospodarki niedoboru, a zwłaszcza utrzymanie symbolicznej pełni i godności w czasie świąt.
Pomimo skromnych warunków ekonomicznych, rozmówczyni wspomina także dostęp do kultury i podróży. Dzięki pracy matki w zakładzie przemysłowym korzystała z możliwości uczestnictwa w wyjazdach turystyczno-edukacyjnych, organizowanych przez zakłady pracy. Uczestniczyła m.in. w wycieczkach do Warszawy, Poznania, czy Szczecina, gdzie odwiedzała muzea i inne miejsca kultury, jak operetki. Stanowiło to dla niej wyjątkowe doświadczenie kulturowe, szczególnie w okresie ograniczonego dostępu do dóbr i instytucji kultury. Wycieczki zakładowe w okresie PRL pełniły istotną funkcję nie tylko jako forma rekreacji, lecz także jako narzędzie integracji pracowników oraz wzmacniania ich lojalności wobec systemu socjalistycznego. Władze polityczne organizowały te wyjazdy, często kierując je do terenów intensywnych inwestycji socjalistycznych. Celem była nie tylko rekreacja, ale również propaganda osiągnięć gospodarczych. Poprzez takie działania starano się budować poczucie wspólnoty wśród pracowników, jak i kształtować ich świadomość ideologiczną zgodnie z założeniami systemu.
Rozmówczyni wspomina także, że jako dziecko brała udział w koloniach i półkoloniach letnich, co było częścią państwowej polityki opieki nad dziećmi w czasie wakacji. Kolonie letnie były w PRL powszechną i często darmową formą wypoczynku dzieci pracowników, wspieraną przez zakłady pracy i organizacje młodzieżowe.
Migracja z Pomorza na Śląsk
Wczesna dorosłość rozmówczyni rozpoczęła się od ważnej decyzji: przeprowadzki ze swojego rodzinnego Pomorza na Górny Śląsk. Był to krok podyktowany zarówno względami osobistymi, jak i gospodarczymi. Jak wspomina, „na Śląsku była praca zawsze”, podczas gdy w rodzinnych stronach „nie było perspektyw”. Śląsk w drugiej połowie lat 70. był postrzegany jako uprzywilejowany region – rozwinięty przemysłowo, lepiej zaopatrzony i oferujący wyższe zarobki. Ten obraz był zgodny z polityką ekipy Edwarda Gierka, która starała się utrzymać zadowolenie klasy robotniczej, inwestując w jej standard życia.
Rozmówczyni podkreślała, że po przyjeździe do śląskich miast uderzyła ją jedna rzecz: brud i smog. „Wszystkie budynki były szaro-czarne, a dachy były całkowicie czarne. Śnieg, jak spadł wieczorem, to już ranem następnego dnia był czarny” - wspomina. Była zaskoczona poziomem zanieczyszczenia, który tworzyły setki zakładów przemysłowych. Jako przykład wymienia Carbochem, czyli „zakład, który produkował sadzę wykorzystywaną potem do produkcji gumy”. W jej pamięci pozostał obraz Śląska jako miejsca „czarnego od dymu i kurzu”, ale zarazem pełnego pracy i przemysłowego życia.
Kontrast pomiędzy środowiskiem fizycznym a sytuacją ekonomiczną jest niezbędny dla zrozumienia fenomenu migracji wewnętrznych w PRL. Choć krajobraz przemysłowy Śląska był ciężki i odpychający, dla wielu – w tym rozmówczyni – oznaczał realną szansę na poprawę bytu. To był region, gdzie „było wszystko – sery, wędliny, mięso”, a dostęp do podstawowych produktów spożywczych był zdecydowanie lepszy niż na północy. Wspomina, że w latach 70., kiedy Gierek był u władzy, to właśnie Śląsk był „eldorado”, jeśli chodzi o zaopatrzenie. Wspomnienie rozmówczyni o Śląsku jako „eldorado” w latach 70. znajduje potwierdzenie w literaturze naukowej dotyczącej tego okresu. Za rządów Edwarda Gierka, Górny Śląsk był postrzegany jako uprzywilejowany region, oferujący lepsze zaopatrzenie w podstawowe produkty spożywcze w porównaniu z innymi częściami Polski. Bogusław Tracz w artykule „Polska Katanga czy socjalistyczne eldorado? Z problemów życia codziennego na Górnym Śląsku w latach siedemdziesiątych XX w.” opisuje, że województwo katowickie, dzięki nadwyżkom finansowym i inwestycjom, było postrzegane jako szczególnie uprzywilejowane i wyraźnie odróżniające się od reszty kraju.
Migracja miała też wymiar rodzinny – mąż rozmówczyni już wcześniej pracował na Śląsku, gdzie zarabiał czterokrotnie więcej niż jego ojciec na Pomorzu. Z tego powodu cała jego rodzina – bracia i siostry – byli „przysyłani” na Śląsk, gdy tylko ukończyli 18 lat. „Nikt nas nie pytał, czy ich tu chcemy” – mówi rozmówczyni z uśmiechem, wspominając, że każdemu trzeba było znaleźć kwaterę i zorganizować życie od nowa.
Dla rozmówczyni Śląsk był zatem miejscem pełnym kontrastów: z jednej strony przemysłowe zanieczyszczenie, duszące powietrze i surowa estetyka miast; z drugiej – dostępność towarów, wyższe zarobki, stabilna praca i pewna forma społecznego awansu. To właśnie na Śląsku rozpoczęła swoje dorosłe życie zawodowe i rodzinne, mimo że początki nie były łatwe - wynajmowane pokoje, brak ogrzewania, mebli czy łazienki.
W jej narracji nie ma jednak rozgoryczenia, a jedynie trzeźwa ocena warunków, ale i uznanie dla możliwości, jakie Śląsk dawał ludziom gotowym do ciężkiej pracy. Jej historia pokazuje, że PRL-owskie migracje nie były jedynie przemieszczeniem geograficznym – były wejściem w nową tożsamość klasową, środowiskową i życiową.
Warunki i doświadczenia zawodowe
Po przyjeździe na Śląsk rozmówczyni niemal natychmiast podjęła zatrudnienie w dużym zakładzie przemysłowym – początkowo w walcowni metali, później w hucie. Praca była ciężka i wymagająca, a warunki trudne: zmiany trwały po osiem godzin, w systemie trzyzmianowym. Latem w hali panował nieznośny upał, zimą było tak zimno, że – jak wspomina – „spodnie do nastawnika przymarzały”. Pracowała przy gorących elementach, obsługując suwnicę. Był to zawód nie tylko fizycznie obciążający, ale też wymagający dużej koncentracji i precyzji.
Jej życie zawodowe od początku przeplatało się z obowiązkami domowymi. Razem z mężem pracowali „na zmianę”, a gdy jedno kończyło pracę, drugie przejmowało opiekę nad dzieckiem. Zdarzało się, że spotykali się tylko „na chwilę pod bramą zakładu” tak, aby przekazać sobie opiekę nad dzieckiem. Po urodzeniu drugiego syna rozmówczyni zdecydowała się na skorzystanie z urlopu wychowawczego, który w PRL przysługiwał kobietom do 2 lat po narodzinach dziecka. Wspomina, że był to czas intensywnego zajmowania się domem i dwójką małych dzieci. Gdy starszy syn miał 4 lata, a młodszy 2, wróciła do pracy w trybie zmianowym, ponownie dzieląc opiekę z mężem.
Opisując swój dzień pracy, zwracała uwagę na presję norm: „Zawsze musiało być 100% normy, nie mogło być mniej. A jak nie było, to odcinali z pensji”. Ponadto zarobki były niskie, jeśli wypracowywało się tylko normę i aby zarobić, niezbędna była praca ponad normę. Sposobem na poprawę sytuacji były też premie, tzw. nagrody kierownika lub mistrza. Były one jednak przyznawane uznaniowo, a dodatkowe wynagrodzenie można było otrzymać głównie za nadgodziny lub pracę w soboty (gdy już zaczęły być wolne). Rozmówczyni wspomina, że czasem pracowała po 16 godzin dziennie, by „zarobić na tapczan, na auto, na meble”.
W gospodarce niedoboru nadgodziny pełniły funkcję konwersji czasu na zasoby. Płatna praca w zakładzie była bezpośrednio domykana przez „drugi etat” – po płatnej zmianie w hucie następowała nieodpłatna zmiana domowa, której intensywność rosła wraz z liczbą dzieci i skalą niedoborów. Przymus „100% normy” oraz uznaniowe premie wpisywały pracownice w reżim dyscypliny produkcyjnej, wynagradzający nadwykonania, lecz niewidzący pracy reprodukcyjnej.
System nagród był rozbudowany także w górnictwie – rozmówczyni w kontekście swojego męża przywołała tzw. „książeczki górnicze (PKO)”, na które wpływały środki za pracę w weekendy. Można było za nie kupić AGD, RTV, meble, czy nawet samochody lub wypłacić gotówkę. Jednak nawet to nie gwarantowało pełnego dostępu do dóbr. Ceny rosły gwałtownie, a dostępność sprzętów domowych była bardzo ograniczona: „Co miesiąc odkładaliśmy na kolorowy telewizor i co miesiąc znowu niewiele brakowało. W końcu znudziło nam się czekanie i kupiliśmy czarno-biały.”
Wspomnienia rozmówczyni potwierdzają, że życie codzienne w PRL-u opierało się nie tylko na zarabianiu, ale przede wszystkim na zdobywaniu. Jak sama mówi: „To nie było kupowanie, to było zdobywanie. Albo się kupowało po znajomości, albo za łapówki, albo na czarnym rynku.”
Zjawisko to dokładniej omówił m.in. profesor Jerzy Kochanowski, który podkreślał że tylko dzięki kontaktom prywatnym, wymianie barterowej oraz czarnemu rynkowi, społeczeństwo radziło sobie z brakami w oficjalnym systemie zaopatrzenia. Kochanowski zauważa, że praktycznie każdy obywatel w PRL-u miał styczność z czarnym rynkiem, który stał się integralną częścią codziennego życia.
Ten fragment opowieści oddaje istotę gospodarki niedoboru: nie wystarczyło mieć pieniędzy – trzeba było mieć dostęp. Praca była więc nie tylko źródłem dochodu, ale częścią całego systemu codziennej walki o utrzymanie rodziny w warunkach nieprzewidywalności i stałego braku.
Życie codzienne i kryzys lat 80.
Okres stanu wojennego (grudzień 1981 – lipiec 1983) rozmówczyni zapamiętała jako szczególnie dramatyczny. Relacjonowała, że wprowadzono godzinę milicyjną, na ulicach pojawili się żołnierze i transportery, a normalna codzienność została brutalnie przerwana. Przez kilka miesięcy nie działały kina, szkoły miały ferie, a komunikacja została ograniczona – podobnie jak to opisano w dokumentach tamtego czasu. Do dziś pamięta też specyficzną estetykę tamtych lat: puste półki w sklepach, zapach octu i szarą rzeczywistość. „W sklepach na półkach przez większość roku był tylko ocet, ale w sezonie ogórkowym nawet już octu nie było.” To obraz, który dobrze współgra z ikonografią kryzysu lat 80., często przedstawianą w reportażach i fotografiach tamtego okresu.
Codzienność nie była zdominowana przez rytm pracy czy życie rodzinne, ale przez nieustanną walkę o podstawowe zaopatrzenie. W jej relacji powtarza się określenie „polowanie”, bo nie chodziło już o zakupy, lecz o zdobywanie. „Najpierw się stawało w kolejkę, a potem się pytało, co sprzedają, bo jakby się już dowiedziało, to trzy inne osoby byłyby już przed tobą” – mówi, opisując realia zakupów w okresie reglamentacji.
Kolejki po podstawowe produkty – mięso, wędliny, czy papier toaletowy – były codziennością. Podkreśla, że po mniej dostępne towary zdarzało się, że kolejki ustawiały się już około trzeciej w nocy, a czasami nawet wieczorem dnia poprzedniego. Po urodzeniu drugiego syna w 1981 roku, rozmówczyni musiała mierzyć się z wyzwaniami opieki nad dzieckiem w czasie, gdy niemal wszystko było reglamentowane. „Robiłam pielgrzymki po sklepach” – przyznała, wspominając trudności w zdobyciu artykułów spożywczych.
Pamięta też, że przed sklepami często tworzyły się tzw. komitety kolejkowe i listy społeczne. Ale nawet one nie gwarantowały sukcesu. „Jak już otwierali sklep, to listy nie miały znaczenia. Wpadali ludzie, kłócili się, dochodziło do bójek. To była walka o przeżycie – albo kupisz, albo nie będziesz jeść”. Opisy te dobrze korespondują z analizami historyków życia codziennego, którzy wskazują, że w pierwszej połowie lat 80. społeczeństwo znajdowało się w stanie chronicznego niedoboru i narastającej frustracji.
Rozmówczyni wspomina też swoisty paradoks codziennego życia w PRL-u: z jednej strony brakowało żywności, ubrań czy papieru toaletowego, z drugiej strony „wódki nigdy nie brakowało”. Alkohol był dostępny, częściej niż chleb. „Jak była wódka, to zaraz i żarcie się pojawiało” – mówi z ironią. Wspomina „meliny”, gdzie można było kupić spirytus oraz patologie społeczne, które były obecne niemal w każdej dzielnicy.
Kolejki i „listy społeczne” pełniły podwójną rolę: były instytucją zarządzania niedoborem i jednocześnie miejscem wymiany wiedzy („gdzie rzucili towar”), wzmacniając kompetencje sieciowe kobiet. To one – ze względu na opiekę nad dziećmi i gospodarstwem – częściej uczestniczyły w „polowaniu”, stając się „menedżerkami niedoboru”.
Transformacja ustrojowa i lata 90. – między nadzieją a rozczarowaniem
W drugiej połowie lat 80. życie rozmówczyni nabrało tempa, dzięki zwiększonej mobilności. W 1986 roku udało się jej kupić pierwszy samochód, którym był używany Duży Fiat. Było to wydarzenie przełomowe, choć jak wspomina, sytuacja rynkowa w tamtym czasie była osobliwa: „Sześcioletni samochód kosztował 600 tysięcy, a nowy 220. Taki był czarny rynek. Używane auta były trzy razy droższe niż nowe”. Samochód był symbolem statusu, ale też koniecznością, zwłaszcza w realiach rosnących trudności komunikacyjnych i dostępności kursów.
Jeszcze przed zakupem pojazdu należało zdobyć prawo jazdy, co samo w sobie nie było łatwe. Kolejki na kurs rozciągały się na dwa-trzy lata. Rozmówczyni wspomina, że w 1985 roku mąż wyjechał na specjalne „wczasy”, podczas których w ciągu dwóch tygodni ukończył kurs i uzyskał uprawnienia. Ona sama zdała prawo jazdy w 1988 roku – za pierwszym razem – jednak mimo to przez wiele lat korzystała z transportu publicznego. Decyzja ta była podyktowana względami praktycznymi: mąż miał trudniejsze połączenia komunikacyjne i dojazd do pracy wymagałby dwóch przesiadek, podczas gdy ona do zakładu docierała jednym autobusem. „Był bardziej uprzywilejowany, bo ja do zakładu pracy jechałam bez przesiadek” – zauważyła z ironią.
Na początku 1989 roku rozmówczyni zdecydowała o odejściu z pracy w hucie. Powodem była choroba matki, która zachorowała na raka płuc. Przez wiele miesięcy dzieliła swój czas między domem na Śląsku a rodzinnym miastem na Pomorzu, starając się opiekować matką i jednocześnie szukając ratunku w dostępnych metodach leczenia. Wspomina, że podróżowała do Wrocławia po preparat Tołpy, który wówczas uznawano za nadzieję dla pacjentów onkologicznych – w badaniach w późniejszych latach wykazano jego nieskuteczność.
W czerwcu 1989 roku, już po śmierci matki, wraz z mężem założyła działalność gospodarczą – handel obwoźny. Jak podkreśla, decyzja ta była możliwa dzięki rozluźnieniu polityki władz wobec inicjatywy prywatnej. „Wcześniej nie chcieli dawać zgód. W socjalizmie nie wolno było mieć swojej działalności. Wszystko dla wszystkich i nic dla nikogo” – komentowała z goryczą. W tamtym czasie w Polsce następowały już głębokie zmiany, ale formalnie PRL jeszcze istniał – ich działalność gospodarcza była zatem jedną z tysięcy zarejestrowanych w tym krótkim okresie między schyłkiem komuny a początkiem transformacji rynkowej.
Umożliwiła to tzw. „ustawa Wilczka” z 1 stycznia 1989 roku, która znacząco liberalizowała zasady prowadzenia działalności gospodarczej, znosząc wiele wcześniejszych ograniczeń i formalności. Decyzja rozmówczyni o założeniu działalności w czerwcu 1989 roku wpisuje się w szerszy kontekst społeczno-gospodarczy tamtego okresu. Wielu obywateli, korzystając z nowych możliwości, podejmowało inicjatywy przedsiębiorcze, takie jak, np. handel obwoźny, co pozwalało na osiągnięcie względnej niezależności ekonomicznej i poczucia sprawczości.
Początki działalności gospodarczej były obiecujące. Jednak bardzo szybko (wraz z wdrażaniem reform gospodarczych przez Leszka Balcerowicza), okazało się, że mały przedsiębiorca nie ma szans w konfrontacji z rosnącymi kosztami. „Wałęsa zachęcał ludzi do robienia interesów, a Balcerowicz sprawił, że wszystkie plany spaliły na panewce. Płaciliśmy 15 tysięcy za partię towaru z czego mieliśmy około 3 tysiące zysku, który szedł na następną dostawę, bo ceny szły do góry z dnia na dzień. A gdzie jeszcze koszty paliwa?” – wspomina. Drobni handlarze, tacy jak oni, nie mieli szans na utrzymanie się na niestabilnym rynku. Jak podsumowuje: „Rekiny przetrwały, a my byliśmy płotki”. W 1992 roku mąż rozmówczyni wrócił do pracy w kopalni. Dopracował tam do emerytury, a po przejściu na świadczenie kontynuował pracę jeszcze przez siedem lat.
Relacja rozmówczyni, opisująca trudności związane z rosnącymi kosztami towarów i paliwa oraz malejącymi marżami, odzwierciedla realia tamtego okresu. Wielu drobnych przedsiębiorców zmuszonych było do zamknięcia działalności lub powrotu do wcześniejszych form zatrudnienia, co miało istotne konsekwencje społeczne i ekonomiczne. Wprowadzenie w styczniu 1990 roku tzw. planu Balcerowicza, mającego na celu stabilizację gospodarki, jak również przejście do mechanizmów rynkowych, objęło m.in. liberalizację cen, restrykcyjną politykę monetarną oraz otwarcie rynku na konkurencję zagraniczną. W efekcie wielu małych przedsiębiorców, nieposiadających odpowiedniego kapitału oraz doświadczenia miało trudności z utrzymaniem się na rynku.
Tymczasem życie prywatne rodziny toczyło się w cieniu zmagań z mieszkaniową biurokracją. Już w 1987 roku ich kwatera rodzinna została przeznaczona do wyburzenia – na jej miejscu kopalnia planowała postawić hotel rodzinny. Brak stałego meldunku uniemożliwiał im jednak otrzymanie lokalu zastępczego. W efekcie zmuszeni byli wręczyć łapówkę właścicielowi budynku – 100 dolarów. „To był mąż sędziny i chciał koniecznie w dolarach. A to były ogromne pieniądze wtedy.”
Dopiero po „uregulowaniu” meldunku otrzymali propozycje trzech mieszkań, jednak każde z nich było skromne, bez łazienek, z piecami węglowymi. Ostatecznie odrzucili je i otrzymali ofertę z zasobów górniczej spółdzielni mieszkaniowej – większe mieszkanie, ale wymagające wniesienia wkładu mieszkaniowego w wysokości 310 tysięcy złotych. Mimo że budynek był używany, spółdzielnia liczyła wszystko „jak za nowe”. Po kolejnych perypetiach – przeciąganiu formalności, dodatkowej dopłacie (kolejne 300 tysięcy złotych) – udało się w końcu wprowadzić do lokalu. Poprzedni mieszkańcy tego mieszkania „pomieszkali dwa lata i uciekli do Niemiec”, było to dosyć częste zjawisko w tamtych czasach.
Dodatkowym obciążeniem finansowym dla rodziny było zobowiązanie wobec kopalni – mąż, rezygnując z pracy i przechodząc na działalność, musiał zwrócić bezzwrotną wcześniej pożyczkę pracowniczą. Tym samym okres transformacji ustrojowej nie przyniósł rozmówczyni „wolności i rynku”, jak głosiła propaganda tamtego czasu, lecz raczej chaos, ryzyko, niepewność i konieczność improwizacji.
Refleksja końcowa
W osobistej refleksji rozmówczyni jednoznacznie negatywnie ocenia okres PRL-u. Choć nie neguje pewnych form wsparcia socjalnego, jej wspomnienia zdominowane są przez obrazy permanentnych braków, codziennego zmęczenia i systemowej niesprawiedliwości. „Ile czasu spędzano na samym zdobywaniu towaru” – wspomina z goryczą, podkreślając, że całe życie trzeba było planować wokół kolejek, kartek, załatwiania i kombinowania. Każdy dzień oznaczał wysiłek: najpierw praca, potem zakupy, gotowanie, pranie we Frani, opieka nad dziećmi. Życie toczyło się w rytmie deficytu.
Dla niej okres komunizmu to rzeczywistość, której nie chciałaby przeżyć ponownie i nie życzyłaby kolejnym pokoleniom. „Nie znało się innego życia, więc człowiek się nie buntował. Ale teraz, jak mam porównać, to nikomu bym tego nie życzyła.” Współczesność, mimo swoich wad, ocenia jako lepszą. Docenia możliwość swobodnego podróżowania, dostępność towarów, niezależność, a także to, że dziś każdy może posiadać paszport i wyjechać za granicę bez urzędowej zgody. Z perspektywy czasu dostrzega, że system PRL-u ograniczał nie tylko fizycznie, ale i mentalnie – w wyborach, marzeniach i aspiracjach.
Podsumowanie
Niniejszy wywiad ukazuje złożoność i wielowymiarowość losów jednostki funkcjonującej w systemie realnego socjalizmu. Jej biografia jest opowieścią o zaradności, przystosowaniu i determinacji w codziennej walce o utrzymanie rodziny, godność oraz elementarną stabilność w czasach, gdy warunki zewnętrzne były często nieprzewidywalne lub niesprawiedliwe. Historia rozmówczyni ilustruje dwojakość rzeczywistości PRL. Z jednej strony państwo zapewniało podstawowe ramy funkcjonowania społecznego: zatrudnienie, dostęp do służby zdrowia, opiekę przedszkolną, system emerytalny czy mieszkania z przydziału. Z drugiej strony, jednostka musiała nieustannie improwizować, zdobywać, czy kombinować. Równouprawnienie w pracy współistniało z realnym przeciążeniem kobiet, które łączyły pracę zawodową z niemal całkowitą odpowiedzialnością za dom i dzieci. Ekonomia niedoboru wytworzyła szczególny etos zaradności, a przetrwanie wymagało wiedzy o tym, gdzie „rzucili towar”, komu „trzeba zapłacić w dolarach”, a co „zdobyć po znajomości”.
Transformacja ustrojowa, wbrew medialnym narracjom o „wolności i szansie”, w jej przypadku przyniosła raczej destabilizację niż emancypację. Przejście od etatowej pracy w hucie do handlu obwoźnego, zakończone niepowodzeniem, pokazuje losy tysięcy drobnych przedsiębiorców, którzy w zderzeniu z liberalnym kapitalizmem przegrali.
Zastosowanie metod biograficznych pozwoliło na uchwycenie niuansów życia codziennego, niewidocznych w danych statystycznych. Historia ta nie jest wyjątkiem, lecz przykładem tego, jak jednostki negocjowały swoje życie w systemie, który jednocześnie dawał i odbierał. Jej opowieść staje się głosem pokolenia, które dźwigało PRL „na barkach codzienności”, a potem musiało odnaleźć się w nowym porządku już bez gwarancji zatrudnienia, ale też bez ochronnych iluzji.
Bibliografia:
Assmann J., Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i polityczna tożsamość w cywilizacjach starożytnych, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2015.
Connell R. W., Socjologia Płci. Płeć w ujęciu globalnym, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2013.
Dubrzyńska H., Wektory kształtowania się współczesnej polskiej migracji, „Człowiek i Polityka” 2011, nr 9.
Halbwachs M., Społeczne ramy pamięci, tłum. M. Król, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2008.
Hochschild A. R., The Second Shift. Working Families and the Revolution at Home, Penguin Books, New York 1989.
Jarska N., Praca zawodowa kobiet w Polsce w latach 1945-1970 na tle porównawczym, „Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis. Studia Politologica” 2011, nr 5.
Jasiński Z., Neisch K., Pogorzelska M.K. (red.), Oświata i kultura w wielokulturowymświecie. Wielość perspektyw i doświadczeń, Uniwersytet Opolski, Opole 2017.
Kaliński J., Kryzys gospodarczy w latach 1979-1982 zwiastunem upadku PRL, „Optimum. Economic Studies” 2021, nr 1(103).
Klimek A., Aktywizacja zawodowa kobiet w pierwszych dekadach PRL. Analiza zagadnienia w świetle wybranych wypowiedzi konkursowych z lat 60. XX wieku, „Prace Historyczne” 2017, nr 144 (4).
Kochanowski J., Tylnymi drzwiami. Czarny rynek w Polsce 1944–1989, Warszawa 2010.
Kosiński L., Migracje ludności w Polsce w latach 1950-1960, „Prace Geograficzne” nr 72, Instytut Geografii Polskiej Akademii Nauk, Warszawa 1970.
Kosiński L., Procesy ludnościowe na Ziemiach Odzyskanych w latach 1945-1960, „Prace Geograficzne” nr 40, Polska Akademia Nauk, Instytut Geografii, Warszawa 1964.
Mazurek M., Społeczeństwo kolejki. O doświadczeniach niedoboru 1945-1989, Warszawa 2010.
Rolski M., Krytyka Planu Balcerowicza w ujęciu Grzegorza Kołodki oraz Tadeusza Kowalika, „Studia Ekonomiczne” Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach 2013, nr 130.
Skibicki R., Skutki prawne i ekonomiczne tzw. ustawy Wilczka w trzydziestolecie jej uchwalenia, „Wrocławskie Studia Erazmiańskie” 2019, nr 13.
Tracz B., Polska Katanga czy socjalistyczne eldorado? Z problemów życia codziennego na Górnym Śląsku w latach siedemdziesiątych XX w., w: PRL na pochylni (1975-1980), red. Bukała M., Iwaneczko D., Rzeszów 2017.
Streszczenie:
Artykuł przedstawia studium przypadku kobiety pracującej w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. Zrealizowany został metodą wywiadu narracyjnego. Celem pracy było ukazanie codziennego doświadczenia jednostki w realiach PRL, z uwzględnieniem aspektów społecznych, zawodowych, rodzinnych i ekonomicznych, a także zbadanie wpływu transformacji ustrojowej lat 90. na życie respondentki. Analiza wspomnień obejmuje dzieciństwo i socjalizację w powojennej Polsce, migrację z Pomorza na Górny Śląsk, warunki pracy w przemyśle ciężkim, realia życia w gospodarce niedoboru, a także próbę prowadzenia działalności gospodarczej po 1989 roku.
Narracja rozmówczyni unaocznia kontrast między ideologicznymi założeniami systemu (pełne zatrudnienie, równość płci, opieka społeczna) a rzeczywistością życia codziennego, pełną niedoborów, przymusowych kompromisów i nieformalnych strategii przetrwania. Relacja uwypukla również niejednoznaczność transformacji: dla badanej oznaczała ona raczej destabilizację niż awans społeczny.
Zastosowanie metody biograficznej umożliwiło wgląd w subiektywne doświadczenie epoki, stanowiąc cenny materiał w badaniach nad pamięcią społeczną, historią życia i codziennością PRL.
Słowa kluczowe: kobieta, PRL, stan wojenny, transformacja ustrojowa, wywiad narracyjny